Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

czwartek, 2 grudnia 2010

Awans Lecha Poznań!

Gdy rozlosowano grupy Ligi Europejskiej za wariata można byłoby uznać za wariata tego, kto powiedziałby, że Mistrz Polski wywalczy sobie awans już po piątej kolejce. Mało, z uśmiechem politowania spoglądano na tego, kto wierzyłby w awans w ogóle. Lech Poznań był na zakręcie, z którego prawdę mówiąc jeszcze nie wyszedł co pokazuje ligowa tabela. Juventus Turyn, Manchester City, Salzburg mieli skutecznie europejskie aspiracje wybić poznaniakom z głowy. Nic z tego. To piłkarze Kolejorza postarali się, by nazwę Lech Poznań fani wyżej wymienionych drużyn zapamiętali na długo!

Po sensacyjnym remisie w Turynie oraz zwycięstwach przed własną publicznością nad Salzburgiem i Manchesterem City przed Lechem Poznań otworzyła się ogromna szansa - wszystko wskazywało na to, że awans do dalszej fazy rozgrywek zapewni nawet remis z Juventusem, byle niższy niż 3:3.

Lech tego dnia nie miał jednak zamiaru grać na remis, walczył o pełną pulę wiedząc zapewne jak może skończyć się kunktatorstwo. Wynik spotkania otworzył, a jakże Artjoms Rudnevs! To nazwisko zostanie w pamięci bramkarza Juve na pewno - w obu spotkaniach poznaniaków ze Starą Damą to właśnie Łotysz strzelił wszystkie cztery gole dla Lecha! Od tego momentu poznaniacy grali z dużo większym spokojem, choć oddać trzeba Juventusowi, że potrafił sobie stworzyć świetne okazje do zmiany rezultatu - Mistrzowi Polski tego dnia wyraźnie sprzyjało szczęście, tak przecież potrzebne w podobnych okolicznościach. Wynik do przerwy nie uległ już zmianie, a to co mogliśmy zaobserwować w drugiej połowie z piłką nożną wspólnego miało mało i z każdą kolejną minutą coraz mniej.

To trzaskającego mrozu dołączył coraz obficiej padający śnieg. Piłkarze i sztab włoskiego klubu domagali się od sędziego przerwania spotkania, ale prowadzący to spotkanie Hiszpan Fernando Teixeira Vitienes uparcie potwierdzał, że warunki pozwalają na granie w piłkę. Linie w ekspresowym tempie oznaczono kolorem różowym, piłkę wymieniono na pomarańczową i spotkanie toczyło się dalej. Toczyło się to właściwe słowo - w takich okolicznościach przyrody szalenie trudno o efektowną, techniczną grę. Determinacja i wola walki poznaniaków skutecznie powstrzymywała napór Juventusu. Do czasu. W osiemdziesiątej czwartej minucie wyrównał Vincenzo Iaquinta i jasne stało się, że emocje jeszcze się nie skończyły. Istotnie, pod poznańską bramką zakotłowało się jeszcze w dziewięćdziesiątej minucie gry, ale na posterunku był Krzysztof Kotorowski. 1:1, co przy równoległym zwycięstwie Manchesteru City nad Salzburgiem dało Lechowi Poznań awans do 1/16 finału Ligi Europejskiej!

Takie wyniki jak 3:3 i 1:1 z Juventusem, zwycięstwo nad Mistrzem Austrii, wreszcie pokonanie Manchesteru City to wydarzenia niewątpliwie historyczne, które na trwałe zapiszą się w pamięci wielkopolskich kibiców. Warunki, w jakich przyszło walczyć o ten awans z Juventusem dodają całej historii jeszcze większej wyjątkowości. Co dalej? Pozostał jeszcze mecz o pietruszkę w Salzburgu i oczekiwanie na losowanie. Warto zauważyć, że dzięki tak dobrym wynikom Kolejorz wydatnie poprawił swój klubowy współczynnik w rankingu UEFA i na tle pozostałych polskich zespołów wygląda niczym gigant. By korzystać z przywilejów tej sytuacji, a więc rozstawień w kolejnych rundach, trzeba jednak dostać się na europejskie salony również i w przyszłym sezonie. Panowie, nie spieprzcie tego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz