Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

niedziela, 29 sierpnia 2010

Podsumowanie czwartej kolejki

Czwarta kolejka przyniosła dobre mecze w Warszawie, Lubinie i Białymstoku. Kolejne zwycięstwa zanotowały Jagiellonia, GKS Bełchatów i Wisła dołączając do Polonii Warszawa i tworzą w tej chwili wraz z "Czarnymi Koszulami" czołówkę ligowej tabeli. Na dnie bez zmian - wciąż bez punktu pozostaje Cracovia.


MECZ KOLEJKI

Jagiellonia Białystok - Lech Poznań

Jagiellonia i Lech to drużyny, które spośród polskich zespołów najkorzystniej zaprezentowały się w tej edycji europejskich pucharów. W trzech pierwszych meczach ligowego sezonu obie jedenastki pozostawały niepokonane wobec czego niedzielne spotkanie w Białymstoku zapowiadało się wyjątkowo interesująco.

Jagiellonia z Lechem grały już raz w tym sezonie, a stawką tego meczu był Superpuchar Polski. W Płocku górą byli podopieczni Michała Probierza, którzy pokonali Kolejorza 1:0 dzięki trafieniu Tomasza Frankowskiego. Dziś wyjściowe składy obu zespołów były nieco zmienione, co w pewien sposób obrazuje podejście tych klubów do Superpucharu. W podstawowej jedenastce wyszło dziś ośmiu graczy Jagi oraz pięciu lechitów, którzy rozpoczynali mecz w Płocku.

Dzisiejszy mecz rozpoczął się od szybkich akcji po obu stronach, ale strzały z dystansu Jarosława Laty i Siergieja Kriwca nie trafiły w świetle bramki. Pierwsze dziesięć minut gry nacechowane było zwrotami akcji i szybkim przerzucaniem piłki w różne sektory boiska. Kolejne minuty były już nieco spokojniejsze. Zarówno Jagiellonia jak i Lech potwierdzały, że należą do drużyn najlepiej w tej lidze operujących piłką - tym bardziej, że sprzyjała temu bardzo dobrze przygotowana do gry murawa. Akcje były składne, gra płynna, ale niewiele z tego wynikało - dość powiedzieć, że jedynym celnym strzałem w pierwszych czterdziestu pięciu minutach było uderzenie Marcina Burkhardta bezpośrednio z rzutu wolnego, które efektownie wybronił Jasmin Burić. Warte odnotowania były też trzy udane pułapki ofsajdowe poznańskich obrońców  - za każdym razem dał się w nie złapać Tomasz Frankowski. Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Tomasz Kupisz, który otrzymał precyzyjne dośrodkowanie od Laty - piłka minęła jednak bramkę Kolejorza. Żółtą kartką w pierwszej połowie za faul w środku pola ukarany został Manuel Arboleda i od tego czasu już do końca spotkania był wygwizdywany przez białostocką publiczność przy każdym kontakcie z piłką.

Po przerwie początkowo tempo gry nieco spadło, wzrosła za to temperatura na boisku. W pięćdziesiątej minucie mający już na swoim koncie żółtą kartkę Mladen Kascelan ostro sfaulował w pobliżu pola karnego Luisa Henriqueza - sędzia odgwizdał faul, ale nie zdecydował się sięgnąć po kolejną kartkę dla piłkarza Jagi, co wzbudziło protesty poznaniaków. Rzut wolny zaowocował dośrodkowaniem w pole karne, gdzie piłkę uderzył Arboleda - futbolówka minimalnie minęła słupek bramki Sandomierskiego. Trener Probierz widząc, co się święci postanowił zdjąć z boiska Kascelana i wprowadzić na nie Kamila Grosickiego, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Grosicki nadał dynamiki atakom gospodarzy i to właśnie jego udaną i przebojową akcję wykończył celnym strzałem Frankowski. Jaga wyszła na prowadzenie, a Kolejorz rzucił się do odrabiania strat, co z kolei stworzyło Jagiellonii możliwość tworzenia kontrataków. Jeden z nich zakończył się faulem Arboledy na Grosickim, po którym sędzia pokazał Kolumbijczykowi drugą żółtą kartkę. Na nic zdały się protesty piłkarzy i sztabu szkoleniowego zespołu z Poznania zarzucające arbitrowi brak konsekwencji. Kolejorz kończył mecz w dziesiątkę, a gospodarze stwarzali sobie kolejne dogodne okazje. Najpierw strzał Alexisa wylądował na poprzeczce bramki Buricia, a później kapitalne dośrodkowanie Brazylijczyka precyzyjnym strzałem głową wykończył nie kto inny, jak Grosicki. Ze względu na sporo przerw w grze spowodowanych zamieszaniem po kontrowersyjnych decyzjach sędziego mecz potrwał pięć minut dłużej, ale jego wynik nie uległ już zmianie.

Jagiellonia zdobyła bardzo ważne trzy punkty i zrównała się punktami z prowadzącą w tabeli Polonią. Za dwa tygodnie Jaga zmierzy się z Wisłą Kraków i będzie mogła potwierdzić swoje wysokie aspiracje. Pierwszoplanową postacią niedzielnego meczu był Kamil Grosicki - wprowadzony w drugiej połowie zdążył zaliczyć asystę, sprokurować czerwoną kartkę Arboledy i sam wpisać się na listę strzelców. A Kolejorz? Przegrał w lidze po raz pierwszy od jedenastu miesięcy, po raz pierwszy od jedenastu miesięcy stracił też więcej niż jedną bramkę w meczu. Mistrz Polski po czterech meczach ma już pięć punktów straty do lidera i przed sobą niełatwe wyjazdowe mecze ze Śląskiem, Legią, Polonią Warszawa (najpewniej spotkanie ze względu na koncert Stinga zostanie przeniesione do stolicy) oraz GKSem Bełchatów. Dziś sytuacja Lecha w tabeli jest nieciekawa, ale po serii najbliższych spotkań może być jeszcze trudniejsza.

WYDARZENIA KOLEJKI

Polonia traci pierwsze punkty

Po trzech z rzędu wygranych przyszedł czas na pierwszą stratę punktów. Polonia Warszawa tylko zremisowała w Łodzi z Widzewem, choć prawdę mówiąc mając na uwadze przebieg gry słowo "tylko" jest tutaj nie do końca na miejscu. Bliżsi wygranej byli bowiem gospodarze, którzy w drugiej połowie dominowali na boisku i raz po raz stwarzali zagrożenie pod bramką Sebastiana Przyrowskiego. Widzewiakom zabrakło skuteczności i mecz zakończył się podziałem punktów. Zespół z Łodzi zakończył tym samym pierwszą, bardzo trudną z racji terminarza, część sezonu. W ciągu pierwszych czterech kolejek Widzew rywalizował  z Lechem, Koroną, Wisłą i Polonią, a jednak zdołał ugrać pięć oczek. Teraz przed podopiecznymi Andrzeja Kretka łatwiejsi rywale i o kolejne punkty teoretycznie powinno być lżej. "Czarne Koszule" z kolei pozostają jedyną obok Lecha Poznań niepokonaną drużyną w lidze i z dorobkiem dziesięciu punktów nadal zajmują pozycję lidera.

Śląski klasyk dla Górnika

Wybór na najciekawsze spotkanie kolejki mecz Jagiellonii z Lechem podyktowany był oczekiwaniami czysto sportowymi wobec obu jedenastek. Z marketingowego i kibicowskiego punktu widzenia niemniej ciekawie było w ten weekend w Zabrzu, gdzie zmierzyły się ze sobą dwa najbardziej utytułowane polskie kluby. Czternastokrotni mistrzowie kraju - Górnik Zabrze i Ruch Chorzów - stworzyli  dość przeciętne widowisko.  Dzięki bramce Mariusza Magiery w osiemdziesiątej drugiej minucie trzy punkty  pozostały w Zabrzu i przez najbliższe pół roku to fani Górnika mogą chodzić dumnie z podniesionymi głowami. Niebieskim pozostaje czekać na wiosenny rewanż, tym razem zapewne tradycyjnie już na Stadionie Śląskim i z udziałem kibiców obu drużyn.

Ciemność w Lubinie

Chciałoby się napisać, że kuriozalny i nietypowy przebieg miał mecz Zagłębia z Arką w Lubinie, ale przecież awaria oświetlenia to w Polsce nie pierwszyzna. W przerwie meczu, przy stanie 1:0 dla gospodarzy, miała miejsce awaria stadionowego oświetlenia i obiekt pogrążył się w ciemnościach. Przez chwilę istniało zagrożenie, że mecz zostanie dokończony kolejnego dnia, ale po pięćdziesięciu pięciu minutach awarię udało się usunąć i mecz został dokończony. Dłuższa przerwa wyraźnie przysłużyła się piłkarzom Arki, którzy niespodziewanie przejęli inicjatywę i dzięki pełnej zaangażowania grze byli bliscy doprowadzenia do wyrównania. Można sobie życzyć, by w każdym meczu ligowcy grali z taką ambicją. - o ile przyjemniej oglądałoby się wówczas ekstraklasę. Ostatecznie wynik nie uległ już zmianie: Zagłębie - Arka 1:0.

CZWARTA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 12
Średnia goli na mecz: 1,5

Suma żółtych kartek: 21
Suma czerwonych kartek: 1

Suma podyktowanych karnych: 0
Suma wykorzystanych karnych: 0

Suma widzów: 70 600
Średnia widzów: 8800

ZOBACZ RÓWNIEŻ

piątek, 27 sierpnia 2010

Zwycięstwo Bełchatowa w stolicy!

Czwarta kolejka ekstraklasy jest ostatnią przed dwutygodniową przerwą w związku z meczami reprezentacji. Piątkowe mecze nie rozczarowały, szczególnie wieczorny mecz Legii z GKSem mógł podobać się nawet bardziej wybrednym kibicom.

Mecz przy Łazienkowskiej rozpoczął się od minuty ciszy poświęconej pamięci Kazimierza Deyny, którego dwudziesta pierwsza rocznica śmierci przypada na przyszły tydzień. Grę zainicjowała Legia i już pierwsza akcja mogła przynieść jej bramkę, ale strzał Manu minął bramkę Sapeli. Jednak im dłużej trwał mecz tym trudniej przychodziło gospodarzom stwarzanie sytuacji bramkowych. Bełchatów był bardzo dobrze zorganizowany , stosował mocny pressing i sprawnie rozgrywał piłkę. W dwunastej minucie piłkę w pole karne wrzucił Tomasz Wróbel, a strzałem głową w siatce umieścił ją Marcin Żewłakow. Zdobyta bramka bynajmniej nie spowodowała obrony Częstochowy w wykonaniu gości. Wręcz przeciwnie - GKS konsekwentnie grał swoje i stwarzał sobie kolejne dobre okazje do zdobycia gola. W odstępie trzech minut dwie kapitalne okazje wypracował Janusz Gol - najpierw precyzyjnym podaniem obsłużył Macieja Małkowskiego, który minął Antolovicia, ale minimalnie przestrzelił. Chwilę później kolejne dobre podanie Gola dotarło do Marcina Żewłakowa, któremu pozostało dostawić nogi i skierować piłkę do siatki - niestety dla podopiecznych Macieja Bartoszka zabrakło mu dosłownie kilku centymetrów. Na boiskowe wydarzenia zareagował Maciej Skorża. Trener Legii zdjął z boiska Ariela Borysiuka, a wprowadził na nie Bruno Mezenge. Efekt był jednak odwrotny od zamierzonego - Legia nie stała się groźniejsza z przodu, a brak w środku pola Borysiuka spowodował jeszcze większą przewagę gości w tej strefie boiska. Trzydziesta minuta przyniosła drugą bramkę dla GKSu - ponownie wrzucał Wróbel, ponownie głową trafił Żewłakow. Końcówka pierwszej połowy mogła przynieść gościom trzecią bramkę, ale strzał Poźniaka wybronił bramkarz Legii.

Pierwsza połowa była popisem gry Bełchatowa, który rozegrał swoje najlepsze czterdzieści pięć minut w tym sezonie. Po przerwie mecz nadal stał na przyzwoitym poziomie, a tempo gry pozostawało wysokie. Goście nadal stosowali pressing, a samo spotkanie zmieniło się nieco w mecz walki. Podopieczni Bartoszka oddali pole gospodarzom, ale wciąż można było mieć wrażenie, że kontrolują wydarzenia na boisku. Wynik nie uległ już zmianie i pierwsza spora niespodzianka w tej kolejce stała się faktem.

Legia Warszawa po dość szczęśliwych wygranych z Cracovią i Śląskiem przegrała swój drugi mecz w tym sezonie i trener Skorża z pewnością będzie miał nad czym pracować w czasie najbliższych dwóch tygodni. Z kolei GKS Bełchatów wyrasta na największą niespodziankę początku sezonu - dość poważnie osłabiony latem zespół, który prowadzi niedoświadczony szkoleniowiec typowany był do walki o utrzymanie w lidze, a tymczasem po czterech kolejkach zadomowił się na ligowym podium.

We wcześniejszym piątkowym meczu Korona Kielce grała z Cracovią. Obie drużyny zakończyły to spotkanie dokładnie tak jak trzy poprzednie - znów bramkę dla Korony strzelił Andrzej Niedzielan, a Cracovia znów przegrała. Czwarta z rzędu porażka mocno psuje atmosferę wokół klubu spod Wawela, gdzie przedsezonowe zapowiedzi mówiły nawet o walce o górną połówkę tabeli. 

Zwracają uwagę kolejne bramki weteranów. Zarówno Marcin Żewłakow jak i Andrzej Niedzielan mają na swoim koncie już po cztery trafienia, a przecież przed sezonem w mediach zdecydowanie głośniej było o innych doświadczonych napastnikach, którzy mieli być ozdobą naszej ligi. Wichniarek i Żurawski wciąż jednak czekają na pierwsze w tym sezonie trafienia, a Żewłak i Wtorek przewodzą w strzeleckiej klasyfikacji.

Europejska jesień przy Bułgarskiej

Po zwycięstwie w Dniepropietrowsku i bezbramkowym remisie w Poznaniu Lech Poznań wyeliminował Dnipro i awansował do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Kolejorz trzeci rok z rzędu osiągnął najlepszy wynik spośród polskich drużyn i choć w tym sezonie poznaniacy mierzyli w Ligę Mistrzów to nawet start w Lidze Europejskiej może przynieść klubowi i drużynie wymierne korzyści. Mecze  Lecha z Salzburgiem, Juventusem i Machesterem City będą ozdobą piłkarskiej jesieni na polskich boiskach.



Sezon 2008/2009 przyniósł Lechowi start w fazie grupowej Pucharu UEFA, rok później do awansu po dwumeczu z Brugge zabrakło skuteczności w serii rzutów karnych. Rywalizacja z Dnipro była więc dla Kolejorza trzecim podejściem do fazy grupowej i drugim udanym.

Podopieczni Jacka Zielińskiego w obu spotkaniach grali dość znacząco osłabieni, ale mimo to przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Faworyzowane Dnipro nie znalazło ani razu recepty na dobrze zorganizowaną defensywę poznaniaków. Po wyjazdowej wygranej Lech w meczu przed własną publicznością nie szarżował i korzystny rezultat dowiózł do końca meczu.

Czy Lech Poznań będzie miał problemy w związku z awansem? Warto przypomnieć jesień 2008, gdzie mimo gry co trzy dni Kolejorz dobrze łączył grę w pucharach z ekstraklasą - kłopoty Lecha paradoksalnie zaczęły się wiosną, gdy drużyna z Poznania z Pucharu UEFA już odpadła. Niektórzy wskazują na wąską kadrę zespołu Zielińskiego, ale warto zwrócić uwagę, że w dwumeczu z Dnipro z różnych przyczyn nie mogło wystąpić pięciu podstawowych graczy Lecha, a mimo to drużyna na boisku potrafiła wywalczyć awans i posiadać na ławce rezerwowych kilku wciąż wartościowych zmienników. Pewne jest za to, że dodatkowe sześć spotkań w Lidze Europejskiej w połączeniu z rozgrywkami ekstraklasy będą dobrym testem przygotowania fizycznego poznańskiej drużyny.

Tak czy inaczej Kolejorz już wygrał. Sześć spotkań w Europie przyniesie klubowi dodatkowe zyski, trenerowi możliwość pierwszego w karierze poważnego startu na międzynarodowej arenie, a piłkarzom świetne warunki do rozwoju i promocji. Tak jak Puchar UEFA 2008/2009 wypromował na liderów zespołu Sławomira Peszkę i Roberta Lewandowskiego tak tegoroczny start może dać niezbędną pewność siebie Jackowi Kiełbowi i Artjomsowi Rudnevsowi.

środa, 25 sierpnia 2010

Puchar Polski już z Widzewem i Górnikiem

Wczoraj i dziś rozegrane zostały mecze pierwszej rundy Pucharu Polski. Na tym etapie rozgrywek do gry wkroczyły drużyny występujące w ubiegłym sezonie w pierwszej lidze, wśród nich dziś już ekstraklasowe jedenastki Górnika Zabrze i Widzewa Łódź. Oba zespoły awansowały do kolejnej rundy. Najniżej notowanym zespołem wciąż spośród wciąż uczestniczących w rozgrywkach jest trzecioligowa Concordia Piotrków Trybunalski.


Górnik Zabrze rozgrywał swój mecz w Płocku, a Widzew Łódź w Bydgoszczy. Mecze Górnika z Wisłą w niedalekiej przeszłości rozgrywane były w ekstraklasie, dziś obie drużyny znajdują się na odległych biegunach. Górnik z mocnym zapleczem finansowym i rzeszą kibiców buduje zespół, który w przyszłości mógłby nawiązać do bogatej historii klubu, a w Płocku ekstraklasa jest już tylko wspomnieniem. Wisła gra obecnie w drugiej lidze, a na jej stadion rzadko zagląda więcej niż tysiąc osób. W środowy wieczór na boisku lepszy był Górnik i dzięki wygranej 3:1 awansował do kolejnej rundy rozgrywek.

Z awansu cieszyć się mogą też kibice Widzewa - wygrana 3:0 w Bydgoszczy ma być pierwszym krokiem w długiej drodze po puchar. Takie podejście to w łódzkim klubie nowość - do tej pory Widzew często kompromitował się porażkami we wczesnych rundach rozgrywek zwanych potocznie turniejem tysiąca drużyn. Mecz z Widzewem był okazją do promocji dla Zawiszy Bydgoszcz - w tym klubie z historią i tradycją wszelkie sprawy zmierzają ku lepszemu i jest szansa na to, że Zawisza powalczy o awans do pierwszej ligi. Tysiące kibiców, stabilne sytuacja organizacyjna oraz funkcjonalny stadion powinny sprzyjać dalszemu rozwojowi klubu. Póki co - przygoda z Pucharem Polski zakończyła się już na meczu pierwszej rundy z Widzewem. 

Najniżej sklasyfikowanym zespołem pozostającym w grze jest Concordia Piotrków Trybunalski. Concordia występuje w łódzko - mazowieckiej grupie trzeciej ligi, a w dzisiejsze popołudnie awansowała do kolejnej rundy pokonując Stal Stalowa Wola. Ciekawostką jest fakt, że mecz ze Stalą rozegrany został na stadionie Włókniarza w Moszczenicy, a obejrzało go ledwie sto pięćdziesiąt osób.

Losowanie kolejnej rundy Pucharu Polski, już z udziałem wszystkich ekstraklasowych zespołów, odbędzie się 31 sierpnia o godzinie 12.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Podsumowanie trzeciej kolejki

Trzecia kolejka przyniosła komplet zwycięstw faworytów wyścigu o tytuł mistrzowski. Pierwszą wygraną w sezonie zanotował Lech Poznań, swoje wyjazdowe mecze wygrały Wisła i Legia, dobrą dyspozycję potwierdziła Polonia. Jedynym zespołem bez punktu pozostaje Cracovia.



MECZ KOLEJKI

Śląsk Wrocław - Legia Warszawa

Po raz kolejny najciekawiej zapowiadało się spotkanie z udziałem Legii. Zespół Macieja Skorży w piątkowy wieczór rozegrał wyjazdowy mecz ze Śląskiem Wrocław. Obie drużyny łączył fakt, że w poprzednim ligowym meczu pokonały Cracovię. O obu zespołach można też powiedzieć, że znacznie wzmocniły się w letnim okienku transferowym. Jednak celem warszawskiego klubu jest mistrzostwo kraju, a wrocławianie celują w obecnych rozgrywkach w dołączenie do ligowej czołówki i budowę podwalin pod przyszłą, jeszcze mocniejszą drużynę.

Mecz rozpoczął się od ataków Śląska i przewaga gospodarzy utrzymywała się praktycznie przez całe spotkanie. Po raz kolejny jasną postacią wrocławskiego zespołu był Waldemar Sobota. Akcje Śląska trafiały jednak na zaporę tego dnia niemożliwą dla nich do przejścia - Dicksona Choto. Silny fizycznie obrońca Legii wrócił do gry po kontuzji i od razu wprowadził pewność w defensywne poczynania zespołu. Groźną sytuację stworzyli sobie również goście, ale Chinyama po tym jak świetnie zwiódł obrońcę spektakularnie spudłował.

Druga połowa miała bardzo zbliżony przebieg, choć w środku pola przewagę uzyskała Legia - w dużej mierze dzięki grze Vrodljaka. Groźniejsze sytuacje stwarzali sobie jednak podopieczni Ryszarda Tarasiewicza - żeby wspomnieć tylko o pudle Diaza, który z kilku metrów nie trafił do pustej bramki czy strzał w poprzeczkę parę minut później. Co nie udało się Śląskowi zrobiła Legia. W osiemdziesiątej minucie dynamiczną akcją na skrzydle popisał się Maciej Rybus - jego silny i precyzyjny strzał w górny róg bramki wpadł do siatki. Co ciekawe był to pierwszy i jedyny celny strzał, który Legia oddała tego dnia.

Legia wygrała trudny wyjazdowy mecz i chyba zapomniała już o premierowej porażce z Polonią. Śląsk znów udowodnił, że posiada spory potencjał, ale tym razem brakowało skuteczności. 

WYDARZENIA KOLEJKI

Zmiany w Wiśle Kraków

Piłkarze Wisły Kraków po raz ostatni zagrali pod wodzą trenera Tomasza Kulawika. Po przegranym meczu w Chorzowie przyszło zwycięstwo z Widzewem Łódź. Wiślacy zwyciężyli po bramce Dragana Paljicia i mimo słabej dyspozycji po dwóch meczach mają na koncie sześć punktów. Ta wygrana to niewątpliwie dobra wiadomość dla kibiców Białej Gwiazdy, ale na dłuższą metę znacznie ważniejsza jest inna weekendowa informacja z Krakowa - nowym trenerem Wisły zostanie Holender Robert Maaskant. Nowy szkoleniowiec v-ce mistrza Polski ma czterdzieści jeden lat, a w swojej karierze prowadził drużyny holenderskiej ekstraklasy - przez poprzednie dwa sezony pracował w NAC Breda. Jego rodak Stan Valckx zostanie nowym dyrektorem sportowym klubu. Prezes Basałaj zapowiada wiele zmian na różnych polach działania Wisły, co wskazuje na to, że z pierwszymi ocenami pracy Holendrów pod Wawelem trzeba będzie się wstrzymać co najmniej do końca sezonu. Cele stawiane dziś w Krakowie mają charakter długofalowy, a posiadający zachodni punkt widzenia na funkcjonowanie klubu Maaskant i Valckx mają walnie przyczynić się do płynnego ich realizowania. 

Przełamanie Kolejorza 

Po czwartkowym zwycięstwie w meczu eliminacji Ligi Europejskiej w Dniepropietrowsku Lech Poznań szukał potwierdzenia zwyżkującej formy w ligowym meczu z Cracovią. Wynik 5:0 pozwala Kolejorzowi nie tylko nie tracić dystansu do zespołów prowadzących w tabeli, ale i z większą pewnością siebie oczekiwać rewanżu z Dnipro, który to mecz wyrasta na kluczowy jesienny moment tego zespołu. Lech w niedzielę udowodnił, że nie zapomniał jak się gra w piłkę i nie można pochopnie przekreślać jego szans na obronę krajowego prymatu. Piłkarze Kolejorza śrubują klubowy rekord spotkań bez porażki - aktualnie licznik wskazuje już dwadzieścia pięć spotkań.

Komu korona króla strzelców?

Po niemrawej pod kątem strzeleckim pierwszej kolejce dwie kolejne obfitowały w gole. Powoli kreują się czołowi strzelców poszczególnych drużyn - trzy gole w trzech meczach zdobyli Darvydas Sernas, Artjoms Rudnevs i Andrzej Niedzielan, tylko jedno trafienie mniej mają Christain Diaz, Marcin Żewłakow, Tomasz Frankowski, Grzegorz Kuświk, Ebi Smolarek, Artur Sobiech oraz Mateusz Bartczak i Adrian Mierzejewski. Przyglądając się grze wymienionych graczy można zaryzykować twierdzenie, że każdego z wymienionych napastników stać na to, by zdobyć w sezonie kilkanaście bramek. Trzeba zauważyć, że pełni formy nie uzyskała jeszcze Wisła i Legia, a choćby pobieżny rzut oka na listę dotychczasowych najlepszych ligowych strzelców każe oczekiwać na włączenie się do rywalizacji napastników tych klubów. Walka o koronę króla strzelców zapowiada się w tym sezonie wyjątkowo interesująco. 

DRUGA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 21
Średnia goli na mecz: 2,62

Suma żółtych kartek: 22
Suma czerwonych kartek: 1

Suma podyktowanych karnych: 2
Suma wykorzystanych karnych: 2

Suma widzów: 47 300

sobota, 21 sierpnia 2010

Trzy punkty zostały w Bełchatowie

Ekstraklasa to nie tylko mecze Wisły, Lecha, Legii czy Polonii. Zdecydowana większość spotkań w sezonie odbywa się nieco obok medialnego szumu i zainteresowania ogółu kibiców. Przyjrzyjmy się dziś temu jak w jednym z takich spotkań spisały się zespoły GKSu Bełchatów i Ruchu Chorzów. W dotychczasowych dwóch meczach Niebiescy zdobyli cztery punkty, a Bełchatów jedno oczko mniej,  jednak trudno było wskazać faworyta tego spotkania. Obie drużyny ukończyły zeszły sezon w ligowej czołówce, ale wobec licznych zmian kadrowych latem panowała opinia, że trudno będzie tym drużynom powtórzyć swoje osiągnięcia.

Wczesnym sobotnim popołudniem ledwie 2300 widzów pofatygowało się na stadion, by obejrzeć ten mecz. Obie jedenastki oparte zostały w zdecydowanej mierze przez zawodników krajowych, co nie w polskiej lidze nie jest ostatnio zbyt częste - w wyjściowych składach obu drużyn wyszło ledwie trzech obcokrajowców. Obserwatorzy ligowej rywalizacji z ciekawością przyglądają się pracy trenera gospodarzy, Macieja Bartoszka, który jest najmłodszym trenerem w całej ekstraklasie. 33 latek w zeszłym sezonie prowadził jeszcze drużynę Młodej Ekstraklasy bełchatowskiego klubu, a w obecnych rozgrywkach po wygaśnięciu kontraktu Rafała Ulatowskiego otrzymał swoją pierwszą poważną szansę. Trzeba przyznać, że początek sezonu w wykonaniu jego podopiecznych pozwala trenerowi ze spokojem spoglądać w przyszłość, tym bardziej, że przed startem rozgrywek nie brakowało opinii stawiających GKS wśród potencjalnych spadkowiczów. 

Od pierwszej minuty inicjatywa należała do Bełchatowa, który bez większego trudu wygrał rywalizację o środek pola, choć początkowo niewiele z tego wynikało. Pierwsza naprawdę składna akcja meczu stała się udziałem GKSu w dziewiętnastej minucie meczu i od razu przyniosła gospodarzom prowadzenie. Maciej Małkowski po ograniu Rafała Grodzickiego popędził lewym skrzydłem i dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie precyzyjną główką popisał się Marcin Żewłakow. Inna sprawa, że w polu karnym znajdowało się aż trzech obrońców Ruchu, a żaden z nich nie stał nawet w pobliżu napastnika Bełchatowa. Stracona bramka zupełnie nie podziałała na gości, którzy wciąż grali bez polotu. Apatię Ruchu w trzydziestej pierwszej minucie wykorzystał GKS - kolejne dośrodkowanie Małkowskiego i kolejny gol głową. Tym razem  do siatki Pilarza piłkę skierował najniższy na boisku, mierzący sto sześćdziesiąt osiem centymetrów Tomasz Wróbel.  Trener Waldemar Fornalik zareagował na boiskowe wydarzenia wprowadzając Arkadiusza Piecha za Michała Pulkowskiego, ale obraz gry nie uległ zmianie. Przed przerwą jedynym imponującym zrywem Ruchu był kilkudziesięciometrowy rajd Marcina Zająca, który mijając kilku rywali dotarł niemal pod pole karne gospodarzy, ale ostatecznie piłkę spod nóg szybkiego skrzydłowego wyłuskali obrońcy gospodarzy.

Po przerwie GKS liczył na kontrolowanie gry i spokojne dowiezienie korzystnego rezultatu, ale uniemożliwił to kontaktowy gol. W pięćdziesiątej drugiej minucie Sebastian Olszar głową pokonał Łukasza Sapelę i przywrócił nadzieję gości na zdobycz punktową. Od tego momentu Ruch zaczął grać znacznie odważniej niż przed przerwą - jego gra stała się wreszcie bardziej dynamiczna, choć gospodarze wcale nie oddali w całości inicjatywy rywalom. W osiemdziesiątej minucie w sytuacji sam na sam z bramkarzem Ruchu znalazł się Bartłomiej Bartosiak, ale górą był Pilarz. Dwie minuty później akcję przeprowadzili rezerwowi piłkarze Ruchu - Łukasz Janoszka zagrał w pole karne do debiutującego w ekstraklasie Macieja Jankowskiego, który doprowadził do wyrównania. Wydawało się, że za ciosem pójdą Niebiescy, ale to Bełchatów rzucił się do ataku. Pierwsza akcja nie przyniosła jeszcze gola, ale w osiemdziesiątej piątej minucie kolejnym świetnym podaniem popisał się Małkowski - tym razem posłał ze środka pola długą piłkę w pole karne, gdzie  celnym strzałem z pierwszej piłki w krótki róg popisał się Grzegorz Kuświk. Kolejny raz źle zachował się reprezentacyjny obrońca Maciej Sadlok, który wcześniej nie popisał się także przy pierwszej bramce dla GKS. W ostatnich minutach swoich szans na wyrównanie szukał Ruch, ale trzy punkty ostatecznie pozostały w Bełchatowie.

Przeciętna pierwsza połowa, niezła druga i bardzo emocjonujące ostatnie dziesięć minut gry. Ten mecz może nie stał na szczególnie wysokim poziomie, ale nie rozczarował kibiców, którzy zdecydowali się go obejrzeć.

Najlepszym zawodnikiem meczu był autor trzech asyst, Maciej Małkowski - bardzo aktywny na skrzydle, precyzyjnie dośrodkowujący, a po przerwie nawet szukający swojej szansy na wpisanie się na listę strzelców. Kolejny dobry występ zanotował także Marcin Żewłakow, który nie tylko po raz drugi w tym sezonie wpisał się na listę strzelców, ale i mądrze grał bez piłki. W zespole Ruchu sporo ożywienia wniósł wprowadzony na boisko jeszcze przed przerwą Piech, a uwagę z pewnością warto zwrócić również na  sprowadzonego latem z KS Piaseczno dwudziestoletniego Macieja Jankowskiego, który swój debiut w ekstraklasie uświetnił golem.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Kolejorz pozostaje w grze

Lech Poznań jest jedynym polskim klubem, który dotarł do czwartej rundy eliminacji europejskich pucharów. Poziom prezentowany przez piłkarzy Kolejorza w dotychczasowych meczach sprawiał, że mało kto brał poważnie zapowiedzi trenera Jacka Zielińskiego, że poznaniacy przyjeżdżają na Ukrainę nie na ścięcie, a po dobry rezultat. Po sensacyjnej wygranej 1:0 Kolejorz wraca do kraju z podniesioną głową i  z wiarą w awans do grupowej fazy Ligi Europejskiej.


Kluczowym momentem tego meczu była czwarta minuta gry. Manuel Arboleda strzałem głową zdobył gola po rzucie wolnym egzekwowanym przez Semira Stilicia. Lech wyszedł na prowadzenia, którego już nie oddał do końca meczu. W oczach kibiców stanęło pytanie - gdzie byłby dziś Lech, gdyby niemal identyczna piłka wpadła do siatki po strzale Arboledy w pierwszych minutach meczu ze Spartą Praga?

Lech przed meczem w Dniepropietrowsku stał na z góry przegranej pozycji. Nie dość, że w dotychczasowych siedmiu meczach tego sezonu odniósł tylko jedno zwycięstwo to na dodatek dziś z różnych powodów na boisku nie mogliśmy zobaczyć Seweryna Gancarczyka, Grzegorza Wojtkowiaka, Bartosza Bosackiego, Sławomira Peszki i Artjomsa Rudnevsa. Tak osłabiony Lech potrafił wywieźć korzystny rezultat z boiska faworyzowanego rywala i tym samym stoi przed ogromną szansą na drugi w historii klubu awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej.

Gwoli ścisłości, trzeba odnotować intuicyjne interwencje Jasmina Buricia na początku drugiej połowy. Należy pamiętać, że w doliczonym czasie gry gospodarze trafiali w słupek i poprzeczkę. Ostatecznie jednak wygrana pozostała w rękach mistrza Polski i jest to najbardziej optymistyczna wieść jaka spotkała polskich kibiców w tej edycji europejskich pucharów.

Wygrana na wyjeździe 1:0 to niezwykle korzystny rezultat i spora przewaga przed rewanżową potyczką przy Bułgarskiej. Do ostatecznego rozstrzygnięcia pozostał tydzień, a po drodze lechici zmierzą się jeszcze w lidze z Cracovią. Siergiej Kriwiec po zremisowanym meczu z Arką Gdynia zapowiadał, że ten zespół potrzebuje jednego gola, jednego zwycięstwa by znów uwierzyć w siebie i zwyciężać w swoim stylu. Czy ukraińska wygrana jest pierwszym krokiem do odbudowy Kolejorza? Na odpowiedź przyjdzie nam czekać przynajmniej tydzień.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Cracovia - pozorna czerwona latarnia

Rafał Ulatowski po meczu z Legią Warszawa: "Tego pana z gwizdkiem zapraszam po meczu do autokaru i niech jedzie z nami do Krakowa i niech posłucha, co mają do powiedzenia piłkarze, trenerzy i kibice. Nie wygraliśmy z własnej winy, ale przegraliśmy w skandaliczny sposób." Trener miał prawo być rozgoryczony po stracie bramki w 94 minucie meczu, na dodatek w tak niecodziennych okolicznościach.
Na początek fragment "Przepisów gry w piłkę nożną": rzut wolny pośredni zostaje odgwizdany jeśli bramkarz przez czas dłuższy niż sześć sekund kontroluje (trzyma) piłkę w rękach i nie pozbywa się jej. Tak, sędzia Daniel Stefański miał prawo zagwizdać ten rzut wolny. Wymagajmy jednak konsekwencji - dziennikarze obliczyli już, że podobna sytuacja miała wcześniej miejsce w tym tylko jednym meczu siedem razy. Nie tylko Cabajowi, dłużej niż sześć sekund piłkę w swych rękawicach trzymał także bramkarz Legii - np. w 84 minucie meczu. Sędzia rzut wolny odgwizdał tylko raz - w dziewięćdziesiątej czwartej minucie. Rodzi to wiele kontrowersji i wzbudza emocje. Medal ma dwie strony - gra na czas bywa plagą przy Łazienkowskiej, Reymonta czy Bułgarskiej. Sędzia z pewnością się wybroni - formalnie miał rację, przepisy stoją po jego stronie. Tyle, że ignorując podobne zagrania wcześniej sam wystawia się na publiczny pręgierz.

Cieszy, że trener Ulatowski zwraca uwagę, że brak zwycięstwa jest winą Cracovii. Nie obarcza sędziego całkowitą odpowiedzialnością za porażkę swojego klubu, ale w sposób zdecydowany sygnalizuje problem. Przegrywając w Warszawie Pasy zostały jedynym zespołem w lidze, który nie ma na koncie choćby punktu. Cracovia jest ostatnia w tabeli, choć w obu spotkaniach pokazała się co najmniej dobrze. Po obu meczach piłkarze z Kałuży mogą mieć pretensje do sędziego (ze Śląskiem sędzia nie uznał prawidłowej bramki Ślusarskiego na 3:3), ale sama gra wskazuje na to, że podopieczni Ulatowskiego powinni uniknąć ciężkiej walki o utrzymanie w lidze, co było ich udziałem w ostatnich dwóch sezonach. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że słabszą stroną Pasów jest obrona i choć formacja ofensywna sprawia bardzo korzystne wrażenie to trudno liczyć wciąż na to, że napastnicy strzelą więcej bramek niż obrońcy zawalą.

Kontrowersyjna sytuacja z doliczonego czasu gry przysłoniła nieco naprawdę dobry mecz. Szybko zdobyty gol z rzutu karnego pozwolił Cracovii grać z większym spokojem. Goście jeszcze przed przerwą powinni zdobyć przynajmniej kolejną bramkę, ale na posterunku był ten, co do którego wcześniej zgłaszano pretensje - Antolović. Spotkanie toczyło się w dobrym tempie, nie brakowało szybkich i składnych akcji z obu stron. Bramki dla Legii strzelili mocno krytykowani wiosną Komorowski i Iwański. Trzy punkty uspokoiły z pewnością Macieja Skorżę i pozwolą z większym spokojem oczekiwać weekendowego meczu ze Śląskiem Wrocław. Cracovia szansy na pierwsze ligowe punkty szukać będzie w niedzielę na stadionie mistrza Polski, ale porównując dyspozycję obu drużyn absolutnie nie jest powiedziane, że stoi na z góry straconej pozycji.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Podsumowanie drugiej kolejki

Druga kolejka ekstraklasy okazała się zupełnym przeciwieństwem pierwszej. Ci, którzy zniechęceni poziomem zeszłotygodniowych spotkań odpuścili sobie drugą serie gier powinni żałować - tym razem na polskich boiskach padło dużo bramek, nie brakowało emocji oraz pojawiło się kilku graczy, którym należy przyjrzeć się z większą uwagą.


MECZ KOLEJKI

Polonia Warszawa - Legia Warszawa

Na pierwszy plan rzuciło się spotkanie derbowe. Mecz rozegrany został już w piątek, a jego krótkie przedstawienie można znaleźć już na tym blogu klik! Tym razem hit kolejki nie rozczarował i mógł zadowolić nawet nieco wybredniejszych kibiców. Po drugiej kolejce warszawskie kluby rzucają się w oczy w ligowej tabeli - Polonia zajmuje w niej pierwsze miejsce, a Legia... ostatnie.

WYDARZENIA KOLEJKI

Marazm "wielkiej trójki"

Lech Poznań, Legia Warszawa i Wisła Kraków stawiane były w jednym rzędzie jako kandydaci do zdobycia tytułu mistrzowskiego, ale żaden z tych zespołów nie może startu ligi zaliczyć do udanych. Bilans weekendowych gier wielkiej trójki to jeden remis, dwie porażki i ani jednej zdobytej bramki. Punkt do punktu ciuła Kolejorz i w obecnej dyspozycji to chyba wszystko na co stać aktualnych mistrzów Polski. Lech jest daleki od optymalnej formy i kibice zastanawiają się kiedy wreszcie będą mogli znów oglądać taki zespół, do którego się przyzwyczaili - grający szybką, otwartą piłkę. W meczu z Arką podopieczni Jacka Zielińskiego grali w jednym, wolnym tempie i po raz kolejny mieli poważne problemy ze stwarzaniem sytuacji strzeleckich. Błąd w tym meczu popełnił sędzia, który nie podyktował jedenastki po faulu na Peszce, ale wobec życzliwego oka sędziego w zeszłotygodniowym meczu z Widzewem przy okazji faulu Gancarczyka można powiedzieć, że suma szczęścia i nieszczęścia po raz kolejny w futbolu wyniosła zero. Kłopoty w meczu z wyśmiewanym po dwumeczu z Maltańczykami Ruchem Chorzów miała Wisła. Niebiescy zagrali bardzo solidnie i zasłużenie pokonali v-ce mistrza Polski 2:0. Najprawdopodobniej ucichną teraz głosy tych, którzy domagali się pozostawienia na trenerskim stanowisku Tomasza Kulawika i niedługo będziemy świadkami sprowadzenia pod Wawel zagranicznego szkoleniowca. Padające w mediach nazwisko Manuela Jimeneza musi imponować, choć pozostaje raczej w sferze dziennikarskich fantazji. Paradoksalnie najlepiej z trójki ligowych faworytów zaprezentowała się Legia, która przegrała swój mecz najwyżej. 0:3 nie pozostawia złudzeń, choć w tym przypadku był to wynik dość mylący. Legii brakowało podstawowej pary stoperów i nieco skuteczności w ataku. Będący motorem zespołu w pierwszej połowie Maciej Rybus już w pięćdziesiątej czwartej minucie opuścił boisko, a debiutujący w tym meczu Alejandro Cabral zdecydowanie zawiódł. Kompromitacją jest fakt, że nie ma w kraju certyfikatu Bruno Mezengi, który jest z warszawiakami formalnie już ponad półtora miesiąca, a wciąż nie może brać udziału w oficjalnych meczach.

Krakowskie popisy

Kibice oglądający mecz Cracovii ze Śląskiem mogli przecierać oczy ze zdumienia. Oba zespoły wiosną śmiało mogłyby rywalizować o miano najbardziej bezbarwnej drużyny ligi, a w piątkowy wieczór stworzyły na Suchych Stawach bardzo ciekawe widowisko. Zdecydowanie ponad ligową średnią wyróżniał się Saidi Ntibazonkiza sprowadzony latem z holenderskiego Nijmegen, gdzie bynajmniej nie był graczem rezerwowym. Fani "Pasów" powinni mieć z niego naprawdę sporo pociechy. Dla Śląska Wrocław dwa gole zdobył Cristian Diaz, również zakupiony latem. Argentyńczyk jest dwukrotnym królem strzelców ligi boliwijskiej i podobny sukces będzie starał się odnieść w polskiej ekstraklasie. Swoją dobrą dyspozycję sprzed tygodnia potwierdził Waldemar Sobota, który jeszcze wiosną siał postrach w szeregach MKS Kluczbork. Szkoda tylko, że również w tym meczu nie obyło się bez sędziowskiej kontrowersji. Poszkodowana została Cracovia, której łódzki arbiter Paweł Pskit nie uznał wyrównującej bramki zdobytej prawidłowo przez Bartosza Ślusarskiego.

Odwróć tabele - Legia na czele!

Legia Warszawa na ostatnim miejscu w polskiej ekstraklasie to nawet po rozegraniu jednego spotkania rzecz niebywała i warta zaznaczenia. Legioniści zainaugurowali ligę tydzień później i dziś mają rozegrany mecz mniej, ale w piątkowy wieczór zdecydowana większość drużyn miała tylko jeden rozegrany mecz. Szansa na opuszczenie czerwonej latarni już dziś - na Łazienkowską przyjeżdża Cracovia. Oba zespoły są w tej chwili jedynymi w lidze, które mają zerowy dorobek punktowy. A póki co, uwiecznijmy ten nietypowy obrazek: 

DRUGA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 22
Średnia goli na mecz: 2,75

Suma żółtych kartek: 27
Suma czerwonych kartek: 1

Suma podyktowanych karnych: 1
Suma wykorzystanych karnych: 1

Suma widzów: 55 000
Średnia widzów: 6 875

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Podsumowanie pierwszej kolejki

piątek, 13 sierpnia 2010

Polonia znów lepsza od Legii!

Ten rok w Warszawie należy do Polonii! Wiosną "Czarne Koszule" ograły Legię 1:0, dziś rozbiły legionistów 3:0. Podopieczni Jose Bakero po dwóch kolejkach mają komplet punktów, a kibice klubu z Konwiktorskiej skandując "mistrz, mistrz Polonia!" dołączyli się do wymagań prezesa Wojciechowskiego wobec swoich zawodników.

Mecz toczył się w przyzwoitym, jak na polską ligę, tempie. Przed przerwą brakowało bramek, jednak już trzecia minuta drugiej połowy przyniosła Polonii prowadzenie. Precyzyjnym strzałem z dystansu popisał się Bruno i bezradny Antolović wyciągał piłkę z siatki. Drugą bramkę dla Polonii strzelił Ebi Smolarek wyprzedzając w polu karnym przyzwoicie sobie do tej pory radzącego Knezevicia. Legię dobił w osiemdziesiątej czwartej minucie bardzo aktywny w całym spotkaniu Adrian Mierzejewski.

Wynik 3:0 jest nieco krzywdzący dla Legii, która nie zaprezentowała się tak fatalnie, jak wskazywałby na to wynik. To Polonia zagrała dobre zawody i z zimną krwią wypunktowała derbowego rywala. Podopieczni Bakero zanotowali bardzo dobry start i teraz powinno być im łatwiej pójść za ciosem. Dobry wynik rodzi dobrą atmosferę, a ta sprzyja sukcesom. Innym atutem "Czarnych Koszul" jest szeroka kadra zespołu - pierwszoplanową postacią w środku pola był Łukasz Piątek, dla którego tydzień temu w Zabrzu zabrakło miejsca choćby na ławce rezerwowych. Zupełnie niewidoczny był też brak kontuzjowanego Artura Sobiecha, którego dobrze zastąpił Daniel Gołębiewski. Jokerem w talii Bakero jest Ebi Smolarek  - niedawna gwiazda polskiej reprezentacji. Z każdym kolejnym meczem Ebi powinien prezentować się coraz lepiej fizycznie i odgrywać w zespole coraz poważniejszą rolę.

Legia Warszawa wydała na letnie wzmocnienia blisko dziesięć milionów złotych, ale ligę zaczęła od nokautu. Okazja do rehabilitacji już za trzy dni, w poniedziałek rywalem podopiecznych Macieja Skorży będzie Cracovia.

Nieco w cieniu derbowego meczu w stolicy odbyło się spotkanie w Krakowie. Na Suchych Stawach Cracovia przegrała 2:3 ze Śląskiem Wrocław i również tam nie zabrakło emocji. Z bardzo dobrej strony zaprezentował się argentyński napastnik wrocławian Diaz, który ma w swoim cv dwa tytuły króla strzelców ligi boliwijskiej. Diaz zdobył w Krakowie dwa gole i znacznie przyczynił się do sukcesu podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza.

Kibice z pewnością mogą czuć się usatysfakcjonowani piątkowymi meczami ekstraklasy, tylko w dwóch dzisiejszych meczach padło niemal tyle bramek, co w całej inauguracyjnej kolejce. Jutro okazji do pierwszego zwycięstwa w sezonie będzie szukał mistrz Polski Lech Poznań, który o 18.15 zagra z Arką Gdynia. Interesująco zapowiada się także niedzielny mecz v-ce mistrz kraju Wisły Kraków z trzecim w ubiegłym sezonie Ruchem Chorzów, pomimo że oba zespoły dziś wyglądają na słabsze niż wiosną.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Derby stolicy

Druga kolejka ekstraklasy przyniesie pierwszy w tym sezonie mecz derbowy. W piątkowy wieczór na stadionie przy ulicy Konwiktorskiej w Warszawie Polonia  zmierzy się z Legią. Od strony sportowej mecz zapowiada się  ciekawie nie tylko dlatego, że obie drużyny zapowiadają walkę o mistrzostwo Polski. Analizując letnie ruchy transferowe trudno nie zauważyć, że to właśnie obie stołeczne drużyny zainwestowały w nowych piłkarzy najwięcej. Już jutro pierwsza poważna okazja, by nowi zawodnicy warszawskich klubów na boisku udowodnili, że ich sprowadzenie było dobrą decyzją.


Poprzednie derby stolicy rozegrane zostały w przedostatniej kolejce minionych rozgrywek. Walczące o ligowy byt "Czarne Koszule" wygrały 1:0 po bramce Hiszpana Andreu i ostatecznie zapewniły sobie utrzymanie w ekstraklasie. To zwycięstwo było do polonistów tym cenniejsze, że pierwsze nad lokalnym rywalem od 10 lat, kiedy to Polonia wygrała na Łazienkowskiej 3:0 pieczętując zdobycia ostatniego jak do tej pory mistrzowskiego tytułu. W kolejnych latach górą z reguły była Legia, a przy okazji derbowych spotkań zdarzały się tak niecodzienne wyniki jak 7:2 czy 5:0. Sytuacja uległa zmianie po powrocie "Czarnych Koszul" do ekstraklasy w 2008 roku. Od tego momentu obie drużyny grały ze sobą już cztery razy, a bilans tych meczów to trzy remisy i jedna wygrana polonistów.

Od czasu majowego meczu w obu drużynach doszło do sporych przetasowań, choć w obu przypadkach wydaje się, że są to zmiany w dobrym kierunku. Legia nie dość, że ma nowego trenera to na dodatek z jedenastki, która rozpoczęła majowy mecz pozostało ledwie pięciu graczy, z których na dodatek tylko dwóch ma realną szansę na grę w piątkowych derbach. Nowe twarze przy Łazienkowskiej to głównie obcokrajowcy, dla których ten sezon będzie pierwszym na polskich boiskach. Derbowy mecz z Polonią to jednocześnie dla nich pierwsza poważna próba, bo swój mecz z pierwszej kolejki Legia przełożyła ze względu na towarzyski mecz z Arsenalem. Wynik 5:6 każe brać poprawkę przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków po tym jednym spotkaniu. Pewne jest, że nie wolno lekceważyć potencjału ofensywnego nowej Legii. Gorszą wiadomością dla fanów z Łazienkowskiej jest dyspozycja szykowanego na numer jeden w bramce Antolovicia - w letnich sparingach aż jedenaście razy wyciągał piłkę z siatki, (łącznie Legia w dziesięciu meczach sparingowych straciła dwadzieścia dwa gole!) a przecież bramka to ostatnia pozycja o którą w ostatnich latach drżeli legioniści. Z kolei Polonia w pierwszym meczu tego sezonu zwyciężyła w Zabrzu z Górnikiem 2:0 i liczy na kontynuowanie dobrej passy.

Niestety, na meczu derbowym zabraknie kibiców Legii Warszawa, którzy domagali się dla siebie 1500 wejściówek. Polonia przyznała rywalowi jedynie gwarantowane przepisami Ekstraklasy trzysta biletów, wobec czego fani Legii z obecności na meczu zrezygnowali. Przed meczem minutą ciszy zostanie uczczona pamięć Edmunda Zientary, zmarłego wychowanka Polonii Warszawa, który w swej karierze występował również w Legii.

Piątkowe derby będą sześćdziesiątym drugim meczem między tymi zespołami rozegranym w ekstraklasie. Bilans dotychczasowych gier to dwadzieścia pięć wygranych Legii, piętnaście remisów i dwadzieścia jeden zwycięstw Polonii.

środa, 11 sierpnia 2010

RAPORT! Ligowi kadrowicze

Jednym ze sposobów na szybkie podniesienie poziomu ligi jest sprowadzenie do niej klasowych obcokrajowców. W pierwszej kolejce polskiej ekstraklasy w wyjściowej jedenastce wyszło na boisko pięćdziesięciu czterech obcokrajowców, co stanowi 35 % składów całej ligi, a pamiętać należy, że w tej kolejce nie grała oparta w  bardzo dużym stopniu na obcokrajowcach Legia Warszawa. Kibice często mają wątpliwości, czy aby na pewno wszyscy sprowadzani do Polski piłkarze są lepsi od zawodników krajowych. Raz po raz powracają zarzuty, że stranieri blokują miejsca w składzie polskim młodzieżowcom. Z pewnością niewielu polskich trenerów stosują już popularną przed laty metodę, która nakazywała zatrudniać tylko tych obcokrajowców, którzy są znacznie lepsi od polskich graczy. Masowe sprowadzanie obcokrajowców prezesi tłumaczą często motywami ekonomicznymi - po prostu  gracze mający swe korzenie na Bałkanach czy na Słowacji godzą się grać za mniejsze pieniądze niż Polacy oferując w zamian zbliżone umiejętności.

Pewną weryfikacją umiejętności piłkarza jest jego gra w drużynie narodowej. Zapraszam na pierwszą część cyklicznego raportu podsumowującego występy polskich ligowców w reprezentacji. 

11 sierpnia to oficjalny termin rozgrywania spotkań w kalendarzu FIFA i wiele reprezentacji skwapliwie wykorzystało to na rozegranie meczów towarzyskich. Na europejskich boiskach mogliśmy oglądać trzynastu zawodników występujących w polskiej ekstraklasie, w tym sześciu Polaków.

BOŚNIA I HERCEGOWINA - KATAR 1:1

Semir Štilić (Lech Poznań) - od 79 minuty

LITWA - BIAŁORUŚ 0:2

Darvydas Sernas (Widzew Łódź) 
Andrius Skerla (Jagiellonia Białystok)
Tadas Kijanskas (Jagiellonia Białystok)
Siergiej Kriwiec (Lech Poznań) - od 60 minuty.

MOŁDAWIA - GRUZJA 0:0

Alexandru Suvorov (Cracovia) - od 61 minuty

POLSKA - KAMERUN 0:3

Grzegorz Wojtkowiak (Lech Poznań) - do 37 minuty
Maciej Sadlok (Ruch Chorzów) -90 minut
Paweł Brożek (Wisła Kraków) - do 45 minuty
Adrian Mierzejewski (Polonia Warszawa) - od 57 minuty
Sławomir Peszko (Lech Poznań) - od 78 minuty
Maciej Rybus (Legia Warszawa) - od 46 minuty

SŁOWENIA - AUSTRALIA 2:0

Andraż Kirm (Wisła Kraków) - do 86 minuty

niedziela, 8 sierpnia 2010

Posumowanie pierwszej kolejki

 W weekend rozgrywki zainaugurowała polska ekstraklasa. Piłkarze wybiegli na boiska po trzech miesiącach przerwy, bez jednego tygodnia. Na ligowych stadionach nie zabrakło epizodów zarówno komediowych jak i dramatycznych. Po pierwszej serii spotkań na czele tabeli znajdują się GKS Bełchatów oraz Polonia Warszawa.

MECZ KOLEJKI


Widzew Łódź - Lech Poznań

Do najciekawiej zapowiadającego się spotkania doszło w Łodzi, gdzie Widzew Łódź podejmował Lecha Poznań. Kolejorz zamierzał się zrehabilitować po niepowodzeniach w europejskich pucharach, a Widzew chciał udanie wrócić do ligi po dwuletniej nieobecności. Przy okazji warto zauważyć, że łodzianie są bodaj jedyną drużyną na świecie, która dwa razy pod rząd wygrała rozgrywki zaplecza ekstraklasy - taka polska specyfika.

Stadion przy Alei Piłsudskiego zapełnił się do ostatniego miejsca, a transmisję telewizyjną poza Canal + przeprowadziła również TVP. Sam mecz niestety rozczarował, toczony był w wolnym tempie, a piłkarze raz po raz fatalnie kiksowali. Jednak kibiców obu drużyn mecz z pewnością trzymał w napięciu. Postronny obserwator miałby poważne problemy z rozpoznaniem, który zespół jest mistrzem tego kraju, a który beniaminkiem. Remis wydaje się sprawiedliwie odzwierciedlać wydarzenia na boisku.

Lech Poznań za sprawą debiutującego Rudnevsa przełamał czarną serię minut bez gola, ale na zwycięstwo wciąż jeszcze musi poczekać. Swoje pięć minut miał w tym spotkaniu również sędzia, pan Mirosław Górecki. Najpierw sugerując się oceną sędziego liniowego dwukrotnie gwizdnął absurdalną pozycję spaloną przy krótkim rozegraniu rzutu rożnego przez poznaniaków - obrońca Widzewa stał tuż przy słupku, wobec czego o żadnym spalonym nie mogło być mowy. Poważny błąd sędzia popełnił także nie dyktując rzutu karnego dla Widzewa po faulu Seweryna Gancarczyka na Adrianie Budce. Wyrównanie wyniku meczu przyniosła 77 minuta, gdy wybijana przez Grzegorza Wojtkowiaka piłka spadła wprost pod nogi Darvydasa Sernasa. Strzał Litwina okazał się zbyt trudny do obrony dla Jasmina Buricia, który tego dnia stał między słupkami poznańskiej bramki.

W meczu przeżyliśmy również dramatyczny moment. W 61 minucie doszło do starcia w polu karnym między Ugokuchwu Ukahem a Bartoszem Bosackim. Obaj piłkarze zderzyli się głowami, a kapitan Kolejorza upadając z całym impetem uderzył głową o murawę tracąc przytomność. Bosacki został przewieziony karetką do łódzkiego szpitala, gdzie pozostawiono go do poniedziałku na obserwacji. Zobacz na youtube!

WYDARZENIA KOLEJKI

Przesunięta inauguracja

Inauguracja nowego sezonu polskiej ekstraklasy wypadła na mecz GKS Bełchatów - Polonia Bytom. Spotkanie miało rozpocząć się o godzinie 17.45, a sędziować je miał pan Tomasz Musiał. Awaria samochodu krakowskiego arbitra sprawiła, że w trybie nagłym do Bełchatowa ściągnięty został pan Paweł Pskit z Łodzi. W związku z całą tą sytuacją inauguracja nowego sezonu przesunęła się o kwadrans. Złe dobrego początki?

Nowi snajperzy już strzelają

Już w pierwszej kolejce kilku napastników udowodniło prezesom i trenerom swoich nowych drużyn, że ich sprowadzenie może być strzałem w dziesiątkę. 22 letni Artjoms Rudnevs zdobył w swoim debiucie w barwach Lecha bardzo ważną, bo pierwszą po ponad czterystu minutach bez gola, bramkę. Bramki w swoich nowych klubach strzelili również napastnicy, którzy w ubiegłych rozgrywkach siali postrach w barwach Ruchu Chorzów. Tylko siedemnastu minut gry potrzebował Artur Sobiech, by golem rozpocząć spłacanie miliona euro, które wydał na jego transfer właściciel Polonii Warszawa. Trafieniem dla Korony Kielce w swoim pierwszym oficjalnym występie w jej barwach popisał się również Andrzej Niedzielan.

Śląskie kłopoty

Już tylko trzy śląskie kluby pozostały w ekstraklasie. Żadnemu z nich nie tylko nie udało się wygrać w pierwszej kolejce, ale choćby zdobyć bramki. Polonia Bytom wskazywana jest jako jeden z głównych kandydatów do spadku i w Bełchatowie zrobiła niewiele, by spróbować wyprowadzić obserwatorów z błędu. Wracający do ekstraklasy po rocznej przerwie Górnik Zabrze uległ na własnym boisku 0:2 Polonii Warszawa. Najlepszy wynik zanotował będący rewelacją poprzednich rozgrywek Ruch Chorzów. Niebiescy, którzy w letniej przerwie stracili kilku piłkarzy stanowiących do tej pory ważne ogniwo zespołu, po słabym i nudnym meczu zremisowali bezbramkowo z Lechią w Gdańsku.


PIERWSZA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 9
Średnia goli na mecz: 1,28

Suma żółtych kartek:  24
Suma czerwonych kartek: 1

Suma podyktowanych rzutów karnych: 0
Suma wykorzystanych rzutów karnych: -


Suma widzów: 48 400
Średnia widzów: 6 900

piątek, 6 sierpnia 2010

Mistrzowskie aspiracje

Sezon 2010/2011 polskiej ekstraklasy rozpocznie się meczem między GKSem Bełchatów a Polonią Bytom. W dniu startu nowego sezonu Ekstraklasy proponuję przyjrzeć się bliżej tym, którzy głośno mówią o apetycie na tytuł Mistrza Polski 2011. Oprócz Legii Warszawa oraz Wisły Kraków, które tradycyjnie rywalizują o krajowy prymat, przyjrzymy się też drużynie aktualnego mistrza, Lecha Poznań oraz najczęściej typowanej na czarnego konia rozgrywek Polonii Warszawa.

LECH POZNAŃ

Transfery

Tuż po zdobyciu mistrzowskiego tytułu zarząd Lecha zadeklarował chęć sprowadzenia do stolicy Wielkopolski trzech – czterech zawodników, którzy z miejsca mogliby stać się wzmocnieniami zespołu. Trener Jacek Zieliński miał pełną kadrą dysponować już w czasie austriackiego zgrupowania, gdzie nowi gracze mieli zgrywać się z drużyną. Ostatecznie do Austrii z Kolejorzem pojechał tylko Jacek Kiełb, którego sprowadzenie należy oceniać raczej w kategoriach sprowadzenia zdolnego zawodnika, który będzie mógł w przyszłości stanowić o sile zespołu niż jako deklarowane przez zarząd poważne wzmocnienie. Wcześniej Lecha opuścił najlepszy ligowy piłkarz ubiegłego sezonu, Robert Lewandowski i stało się jasne, że poznaniacy wzmocnień potrzebują przede wszystkim z przodu. Ostatecznie w Poznaniu wylądował Artur Wichniarek, Joel Tshibamba oraz Artjoms Rudnevs, którzy powinni stanowić całkiem mocny punkt Kolejorza w lidze. Cele postawione przed Lechem wybiegały jednak poza krajowe podwórka, a tempo przeprowadzenia transferów napastników przyczyniło się w pewnym stopniu do niepowodzenia operacji „Liga Mistrzów”.

Sparingi

Kolejorz dobierał sparingpartnerów pod kątem walki o Ligę Mistrzów i trzeba przyznać, że zrobił to całkiem nieźle. Rosenborg Trondheim, Slovan Bratysława, Partizan Belgrad, Dinamo Zagrzeb i Slavia Praga to zestaw, którego może Lechowi pozazdrościć większość drużyn. Bilans tych spotkań to jedno zwycięstwo, dwa remisy i dwie porażki, ale na tym etapie to nie wyniki były najważniejsze. Bardziej niepokojące, że już wtedy rozpoczęły się problemy ze zdobywaniem bramek – ledwie trzy zdobyte gole, ani razu dwa w jednym spotkaniu.

Największy atut

Wydaje się, że największym atutem Lecha Poznań w nowym sezonie będzie siła indywidualności. Tacy zawodnicy jak Sławomir Peszko, Siergiej Kriwiec czy Semir Stilic z pewnością nie zapomnieli jak się gra w piłkę. W polskiej lidze udowadniali już, że stać ich na to, by jednym zagraniem odwrócić losy meczu. Umiejętność ta jest szczególnie przydatna w sytuacji, gdy liga staje się coraz bardziej wyrównana. Można się spodziewać również, że sporo bramek nastrzela napastnik, który wygra rywalizację o miejsce w składzie. Niewątpliwie każdego z nich stać na zdobycie nawet kilkunastu trafień w sezonie.

Największa trudność

Kłopotem Kolejorza może być gęsta atmosfera wokół klubu po niepowodzeniu w walce o Ligę Mistrzów. Jeśli drużyna nie wystartuje mocno może być jej trudno nadrobić początkowe straty, tym bardziej że otwierający stadion przy Bułgarskiej koncert Stinga spowodował, że aż pięć kolejnych spotkań Lech będzie grał na wyjeździe (kolejki 4-8). Z drugiej strony, wiosną Kolejorz pięć razy z rzędu zagra u siebie, co może ułatwić powtórkę tegorocznego scenariusza, gdy Lech gonił Wisłę z ostatecznie dobrym skutkiem.

LEGIA WARSZAWA

Transfery

Zarząd Legii Warszawa nowy sezon reklamuje hasłem „Nowa Legia”. Rzeczywiście, nowości w tym sezonie przy Łazienkowskiej nie zabraknie. Nowy szkoleniowiec, Maciej Skorża będzie miał do dyspozycji nowych zawodników, wśród nich będzie bramkarz Marijan Antolovic, obrońca Srda Knezevic, pomocnicy Ivica Vrdoljak, Alejandro Cabral i Manu oraz napastnik Bruno Mezenga. Wzmocnienia sprawiają wrażenie przemyślanych ruchów. W porównaniu z ubiegłym sezonem Legię opuściło też kilku zawodników, którzy nie spełniali oczekiwań. Najpoważniejszym osłabieniem stołecznego klubu jest odejście słowackiego bramkarza Jana Muchy, który nieraz ratował legionistów przed utratą gola i uchodził za najlepszego bramkarza polskiej ligi.

Sparingi

Podczas zgrupowania we Francji Legia grała mecze sparingowe z zespołami francuskiej ekstraklasy. Rywalami podopiecznych Macieja Skorży były zespoły Bordeaux (1:4), PSG (2:2), Rennes (0:1) oraz Lorient (1:0). Cały cykl przygotowań do sezonu zwieńczy otwierający nowy stadion mecz towarzyski z londyńskim Arsenalem, ze względu na który Legia przełożyła swój pierwszy ligowy mecz w sezonie.

Największy atut

Reklamowana przez ITI nowa Legia to Legia z ambitnym trenerem, który już w Krakowie udowodnił, że potrafi przejmować zespoły znajdujące się w trudnej sytuacji, ale posiadające niemały potencjał. Solidne transfery mogą zaowocować narodzinami nowych gwiazd ligowego formatu. Legia po fatalnym ubiegłym sezonie nie jest uwikłana w rozgrywki europejskie i wszystkie siły poświęciła przygotowywaniu formy na ekstraklasę.

Niebagatelnym atutem Legii Warszawa jest osiągnięcie porozumienia między Stowarzyszeniem Kibiców Legii Warszawa a klubem. Powracający na stadion po kilku latach doping może sprawić, że Łazienkowska na powrót może stać się trudną do zdobycia twierdzą, a z tym w minionym sezonie bywało różnie.

Największa trudność

Legia rokrocznie uchodzi za jednego z faworyta rozgrywek, choć stosunkowo rzadko zostaje ostatecznym zwycięzcą. W tym sezonie problemem Legii może być zgranie nowej drużyny, której zawodnicy posiadają spory potencjał, ale nie są jeszcze na boisku monolitem. Sporym znakiem zapytania pozostaje obsada bramki, z której legioniści zawsze słynęli. Po Radostinie Stanewie, Arturze Borucu, Łukaszu Fabiańskim i Janie Musze miejsce między słupkami zajmie młody Chorwat, Marijan Antolovic, który nie ustrzegł się błędów w spotkaniach sparingowych.

POLONIA WARSZAWA

Transfery

Polonia Warszawa, która zeszłego sezonu nie może zaliczyć do udanych, została okrzyknięta królem letniego polowania. Właściciel klubu, Józef Wojciechowski nie szczędził grosza na nowych piłkarzy, ale w zamian oczekuje wymiernych efektów – w postaci zdobycia mistrzostwa Polski. Na Konwiktorską trafił mocny zaciąg z Bełchatowa – Dariusz Pietrasiak, Jakub Tosik oraz Patryk Rachwał. Drugą linię wzmocnił także Brazylijczyk Bruno z Jagiellonii Białystok. Prawdziwym hitem letniego okienka transferowego było sprowadzenie do zespołu „Czarnych Koszul” byłego reprezentanta Polski, Ebiego Smolarka. Polonia okienko transferowe zakończyła kolejnym mocnym uderzeniem – prezes Wojciechowski sprowadził z Ruchu Chorzów Artura Sobiecha za okrągły milion euro. Listę nowych nabytków uzupełnia bramkarz Arkadiusz Onyszko, z którego jednak warszawski klub nie będzie miał pożytku. U bramkarza już po podpisaniu kontraktu wykryto chorobę nerek.

Sparingi

Polonia Warszawa w meczach sparingowych grała ze zmiennym szczęściem. Spotkania z Eskisehirsporem Kulubu, Maccabi Petah Tikva, Ujpestem, Konyasporem Kulubu oraz Paksi FC przyniosły bilans dwóch zwycięstw, dwóch remisów i jednej porażki. Warto zwrócić uwagę na dobrą skuteczność Daniela Gołębiewskiego, który nawet wobec znacznych wzmocnień formacji ofensywnej powinien stanowić mocny punkt „Czarnych Koszul”.

Największy atut

Doszukując się mocnych punktów Polonii Warszawa trzeba zwrócić uwagę na duży potencjał ofensywny. Ebi Smolarek i Artur Sobiech to zawodnicy, którzy mogliby stworzyć duet napastników w praktycznie każdym zespole naszej ligi. Choć wobec licznych zmian kadrowych trudno ocenić jak szybko nowy zespół zaskoczy. Mocną stroną „Czarnych Koszul” jest też osoba dyrektora sportowego, Pawła Janasa. Wróbelki już ćwierkają, że tylko kwestią czasu jest, kiedy ten doświadczony trener zajmie miejsce Jose Marii Bakero.

Największa trudność

Kłopotem Polonii od lat jest słaba infrastruktura oraz kiepska organizacja klubu. Odkąd stery nad klubem przejął Józef Wojciechowski dochodzi do tego brak poczucia stabilności. Polonia jest w dużym stopniu uzależniona od kaprysów właściciela. Jose Maria Bakero, szkoleniowiec „Czarnych Koszul” do tej pory nie dał się poznać polskim kibicom jako dobry trener. Znając niecierpliwość Wojciechowskiego najbliższe dwa miesiące mogą być ku temu ostatnią okazją. Trenerski problem może się przekuć w atut, jeśli dojdzie do wielce prawdopodobnej wymiany Bakero na Janasa. Jeśli Legia, Lech i Wisła będą w tym sezonie gubić punkty w sposób równie niefrasobliwy co w zeszłych rozgrywkach, szans Polonii nie można zbyt szybko przekreślać. Choć obiektywnie oceniając sukcesem warszawskiego zespołu będzie już miejsce w czołowej trójce, a mistrzowskie ambicje Wojciechowskiego trzeba odłożyć na później.

WISŁA KRAKÓW

Transfery

Wisła Kraków dokonała w letniej przerwie licznych przemeblowań kadrowych. Na skutek tych działań „Biała Gwiazda” dysponuje szerokim polem wyboru w formacji ofensywnej, ale znacznie na jakości straciła obrona. Najpoważniejszym ubytkiem krakowskiego klubu jest strata pary stoperów – Arkadiusz Głowacki przeniósł się do Turcji, a Brazylijczyk Marcelo do PSV Eindhoven. Podstawowy prawy obrońca, Pablo Alvarez wrócił do Włoch. Po stronie zysków można znaleźć bramkarza Milana Jovanicia, który ma wreszcie zakończyć kilkuletnie kłopoty z obsadą tej pozycji. Wśród nowych obrońców jest Gordan Bunoza, wobec którego są niemałe oczekiwania. Poza tym do defensywy Wisły dołączył Mateusz Kowalski z Piasta Gliwice oraz Słowak Erik Cikos. Dragan Paljic, Andres Rios i Maciej Żurawski to nowe twarze formacji ofensywnej. Ich obecność wprowadzi do drużyny rywalizację o miejsce w składzie, która w zamierzeniu ma wyjść na dobre dotychczasowym pewniakom. Listę nowych twarzy uzupełnia środkowy pomocnik Cezary Wilk z Korony Kielce.

Sparingi

Wisła Kraków przygotowywała się do sezonu opierając się w dużym stopniu na grze w europejskich pucharach. Jedynym markowym rywalem krakowskiego klubu był niemiecki Hannover 96, który pokonał v-ce mistrza Polski 4:2. Wisła ma na koncie również zwycięstwo 3:1 z KSZO Ostrowiec oraz remis 3:3 z Kolejarzem Stróże.

Największy atut

Atutem Wisły w nowym sezonie ma być szeroka kadra. Dzięki temu pod Wawelem chcą uniknąć sytuacji, w której kontuzja jednego czy dwóch piłkarzy znacząco wpłynie na obniżenie poziomu gry. Niezaprzeczalnym plusem jest też mentalność zwycięzcy piłkarzy z Krakowa., która na polskim podwórku często jest przekuwana w trzy punkty. Nieudany start w pucharach niekoniecznie musi się przekuć na złą grę w lidze, co udowodniła runda jesienna zeszłego sezonu. Wiele wskazuje na to, że najmocniejszym "wzmocnieniem" Wisły będzie powrót na stanowisko prezesa klubu Bogdana Basałaja, choć na skutki jego działań trzeba będzie poczekać, być może dłużej niż jeden sezon.

Największa trudność

Lista kłopotów „Białej Gwiazdy” przed tym sezonem jest długa. Wisła po raz kolejny w kompromitujący sposób pożegnała się z europejskiego pucharami. W przededniu startu ligowych rozgrywek pracę stracił trener Henryk Kasperczak. Przedłuża się powrót piłkarzy na stadion przy Reymonta, a gra na Suchych Stawach wyraźnie Wiśle nie służy. Teoretyczny atut, jakim ma być szeroka kadra, może łatwo zmienić się w problem. Kadra Wisły budowana była pod kątem łączenia startów w Europie z rozgrywkami ligowymi. W sytuacji, gdy pozostaje tylko gra w kraju zdrowa rywalizacja o miejsce w składzie może przerodzić się w niezdrową atmosferę wewnątrz drużyny.

środa, 4 sierpnia 2010

Czas odrabiania strat

Na kilka dni przed startem rozgrywek ligowych polskie kluby stoją przed sporym wyzwaniem - po porażkach w pierwszych meczach trzeciej rundy eliminacyjnej europejskich pucharów muszą odrobić straty, by myśleć o zrealizowaniu nakreślonego przed sezonem celu. Wszystkie swe siły rzucą na szalę piłkarze Lecha Poznań i Wisły Kraków, które do odrobienia mają jedną bramkę. Jagiellonia Białystok do słonecznej Grecji jedzie pozbawiona presji, jak na debiut na europejskiej arenie spisała się dzielnie, a zespół klasy Arisu Saloniki stanowi dla polskich klubów wystarczające alibi do ewentualnych dwóch porażek. Osobną historię stanowi Ruch Chorzów, który sprzedając swego najbardziej wartościowego piłkarza już po pierwszym meczu z Austrią Wiedeń wysłał w świat jasny sygnał - dla nas puchary już się skończyły.

Przed bramą z napisem Champions League stoi mistrz Polski, Lech Poznań. Po udowodnieniu rzutami karnymi swojej wyższości nad mistrzem Azerbejdżanu kolejną przeszkodą jest czeska Sparta Praga. Jeśli i ten dwumecz zakończy się sukcesem na Kolejorza czekać będzie jeszcze jeden rywal w ostatniej już, czwartej rundzie kwalifikacyjnej. Żeby myśleć o kolejnej rundzie tych rozgrywek Kolejorz musi jednak uporać się ze swoją największą zmorą tego sezonu - skutecznością. W dotychczasowych czterech spotkaniach o stawkę Lech zdobył ledwie jedną bramkę. Niewiele lepiej sytuacja wyglądała w letnich sparingach. Pewne jest, że bez zdobytego gola poznaniacy Sparty nie wyeliminują. Mimo dobrej gry w Pradze, gdzie momentami to mistrz Polski był zespołem lepszym, Kolejorz przegrał 0:1. Wynik ten jest o tyle niewdzięczny, że wystarczy jedna bramka Sparty w Poznaniu, by Lech do awansu potrzebował aż trzech trafień. Pewnym pocieszeniem dla podopiecznych Jacka Zielińskiego mogą być wyniki ligowych spotkań prażan, którzy w trzech dotychczasowych meczach zdobyli ledwie trzy punkty. Mecz przed tygodniem udowodnił, że Sparta jest drużyną z podobnej półki co Lech i leży absolutnie w zasięgu Kolejorza. Tym większy może być niedosyt w razie niepowodzenia. Pocieszeniem dla mistrza kraju może być fakt, że nawet porażka w tej rundzie nie kończy jego przygody w tegorocznej edycji europejskich zmagań - przegrany tego meczu wyląduje w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej.

Takiego komfortu nie ma Wisła Kraków. Porażka przed własną publicznością 0:1 z azerskim Karabachem mocno skomplikowała sytuację piłkarzy Henryka Kasperczaka. Biała Gwiazda będzie musiała w Azerbejdżanie zaatakować, co może stanowić wodę na młyn dla gospodarzy, którzy już na Suchych Stawach udowodnili, że dobrze czują się w grze z kontrataku. Wisła w ostatnich latach nader często odpadała z pucharów po meczach ze znacznie niżej notowanymi zespołami, ale tym razem nie wszystko jeszcze stracone i jej sympatycy nie tracą nadziei na wywalczenie korzystnego wyniku na tym gorącym (wciąż jeszcze bardziej dosłownie niż w przenośni) terenie. 

Dlaczego kolejny raz polskie kluby już wczesnym latem muszą drżeć o swój byt w europejskich pucharach? Wielu winnych upatruje wśród autorów terminarza polskich rozgrywek. Reforma UEFA w teorii miała ułatwić polskim zespołom awans do Ligi Mistrzów. Nowy regulamin uniemożliwia rywalizację o grę w elicie z Manchesterem United, Realem Madryt czy FC Barceloną, co spotykało mistrzów Polski w poprzednich edycjach. Rzeczywistość okazała się brutalna. Najpierw Wisła Kraków odpadła w rywalizacji z Levadią Tallin, a w tym roku Lech Poznań potrzebował rzutów karnych by pokonać Inter Baku. To sprawiło, że opinia publiczna znalazła kozła ofiarnego - terminarz. Polska ekstraklasa startuje na początku sierpnia, a więc w momencie gdy nasze zespoły mają już za sobą kilka gier na europejskiej arenie. Doprowadziło to do tego , że gdyby nie popisowa postawa Krzysztofa Kotorowskiego w serii rzutów karnych groziłaby nam kuriozalna sytuacja, w której wszystkie polskie zespoły mogłyby pożegnać się z kontynentalną rywalizacją jeszcze przed startem krajowej ligi. 

Liga austriacka rozpoczęła się siedemnastego lipca, podobnie jak czeska. Ukraińcy wystartowali nawet tydzień wcześniej. Polscy ligowcy w tym czasie ładowali akumulatory, jak zwykło nazywać się w naszym kraju okres przedsezonowych zgrupowań. Niedługo później przyjdzie czas na ocenę tych działań - będziemy słyszeć, że zespół X gra słabo, gdyż jest niedotrenowany, z kolei Y nie rozwija pełni możliwości ponieważ jest przetrenowany. Trzeba przyznać wprost - polskiej ligi, która jak tlenu potrzebuje punktów do rankingu UEFA, nie stać na rozpoczynania rozgrywek dopiero siódmego sierpnia. W przeciwnym razie grozi nam to, że rokrocznie w momencie, gdy będziemy kończyć pierwszą rundę rozgrywek w grudniu kibice nie będą już nawet pamiętać z kim ich kluby odpadły z pucharów niemal pół roku temu.

Trener Waldemar Fornalik, którego Ruch Chorzów przed meczem pierwszej kolejki ekstraklasy będzie miał za sobą sześć spotkań w eliminacjach Ligi Europejskiej nie ukrywa w prasowych wywiadach, że przygotowanie drużyny do sezonu było w tym roku nadzwyczaj trudne. Pierwszy szczyt formy zespół powinien mieć na lipcowe mecze europejskie, ale przecież liga rusza dopiero miesiąc później i nie można dopuścić do sytuacji, by już we wrześniu drużyna złapała zadyszkę. Oglądając poczynania Ruchu w Lidze Europejskiej wypada jedynie życzyć sympatykom Niebieskich, że trener zdecydował się jednak przygotować zespół pod kontem rozgrywek ligowych.

Terminarz oczywiście nie jest lekiem na całe zło polskiej piłki, ale akurat ten element stosunkowo łatwo można naprawić. Chociaż... Do ciekawej sytuacji doszło na przedmeczowej konferencji w Pradze, gdy na narzekania Jacka Zielińskiego szkoleniowiec Sparty Praga, Jozef Chovanec odpowiedział, że największym problemem jego zespołu jest to, że trzy dni temu musiał grać mecz ligowy. Jak widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.





niedziela, 1 sierpnia 2010

Pierwszy skalp dla Jagi


Jagiellonia Białystok w płockim meczu o Superpuchar 2010 pokonała drużynę mistrza Polski, Lecha Poznań. Spotkanie oficjalnie zainaugurowało kolejny piłkarski sezon w Polsce. Miejmy jednak nadzieję, że nie będzie to zwiastun tego, co czeka kibiców przez najbliższe miesiące. Piłkarze bowiem zagrali w sposób, który sprawozdawcy sportowi lubią komentować utartym sloganem: "nie forsują tempa". Delikatnie mówiąc.


Zgodnie z przewidywaniami obaj trenerzy zdecydowali się na wystawienie dość eksperymentalnych jedenastek. Trener Michał Probierz desygnował do gry w pierwszym składzie sześciu piłkarzy, którzy rozpoczęli czwartkowy mecz eliminacji Ligi Europejskiej z Arisem Saloniki. Jeszcze dalej posunął się Jacek Zieliński, który w wyjściowym składzie z praskiej jedenastki pozostawił tylko Bartosza Bosackiego, Sławomira Peszkę oraz Siergieja Kriwca. I to właśnie Białorusin należał do najaktywniejszych zawodników pierwszej połowy. Choć przez pierwsze pół godziny gry optyczną przewagę posiadał zespół z Białegostoku to najlepszą okazją tego fragmentu meczu pozostawała niewykorzystana szansa Jakuba Wilka z czwartej minuty. Ostatnia część pierwszych czterdziestu pięciu minut należała bezsprzecznie do Kolejorza, ale jego piłkarze mimo kilku dogodnych sytuacji nie potrafili udokumentować tego zdobyciem gola.

O drugiej połowie właściwie należałoby zapomnieć, gdyby nie sytuacja z osiemdziesiątej trzeciej minuty meczu. Piłkę w pole karne Lecha wrzucił Jarosław Lato, a strzałem głową prosto do siatki skierował ją najlepszy strzelec spośród wciąż występujących na boiskach ekstraklasy piłkarzy - Tomasz Frankowski. Trzeba jednak przyznać, że piłkarze Lecha specjalnie nie przeszkadzali Frankowi w wykonaniu zadania. Napastnik Jagi pozostał w polu karnym zupełnie bez opieki, a lepiej mógł się zachować również stojący tego dnia w bramce Kolejorza Jasmin Buric. Trener Zieliński z pewnością będzie miał o czym rozmawiać po tym meczu z defensorami. Od tego momentu Lech, który wcześniej sprawiał wrażenie czekającego na rzuty karne, starał się doprowadzić do wyrównania. Najlepszą okazję ku temu miał w ostatniej minucie meczu Joel Tshibamba, jednak po przelobowaniu pewnie do tego momentu interweniującego Grzegorza Sandomiereskiego nie potrafił skierować piłki do bramki.

Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować, że Lech Poznań zmarnował szansę na samodzielne przywództwo pod względem liczby zwycięstw w meczach o Superpuchar. Nadal z czterema triumfami na koncie dzieli pierwszą pozycję z Legią Warszawa. Zamiast tego Jagiellonia Białystok została trzynastym klubem, który sięgnął po to trofeum.

Przy okazji płockiego spotkania zadebiutowała nowa oficjalna piłka ekstraklasy. Choć oficjalna prezentacja tej futbolówki nastąpi dopiero we wtorek to już docierają sygnały, że piłkarze są z niej zadowoleni. Wiadomo, naszym ligowcom piłka nigdy nie przeszkadzała w grze!

Mecz o Superpuchar sędziowała trójka arbitrów z Arabii Saudyjskiej. Sędziowie spisali się dobrze, nie popełnili żadnych rażących błędów ani nie przeszkadzali piłkarzom na boisku. Mimo, że akurat ten mecz nie należał do najtrudniejszych do prowadzenia to mając w pamięci zeszłosezonowe popisy polskich panów z gwizdkiem obawiam się, że jeszcze za Arabami zatęsknimy.