Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

piątek, 29 października 2010

W drodze po Puchar

W tym tygodniu rozegrane zostały mecze 1/8 finału Pucharu Polski. Wśród szesnastu uczestników było aż dwanaście zespołów z ekstraklasy. W zaplanowanych na marzec ćwierćfinałach zagra siedem drużyn ekstraklasowych i występujące w pierwszej lidze Podbeskidzie Bielsko - Biała. 




Mecze Pucharu Polski nie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem kibiców. Przed osobami odpowiedzialnymi za te rozgrywki jeszcze wiele pracy, by przywrócić turniejowi tysiąca drużyn należyty blask. W obecnej edycji na placu boju pozostały jeszcze tak markowe drużyny jak Legia Warszawa, Wisła Kraków czy Lech Poznań, co może dawać nadzieję na przykuwające uwagę mecze w rundzie wiosennej. Tym bardziej, że rozgrywki Pucharu Polski stają się najprostszą drogę do europejskich pucharów, zwłaszcza wobec kłopotów, jakie przedsezonowi faworyci przeżywają w lidze. 

Wyniki 1/8 finału Pucharu Polski:

Korona Kielce - Jagiellonia Białystok 0:1
Podbeskidzie Bielsko Biała - GKS Bełchatów 1:0
KSZO Ostrowiec Św. - Polonia Warszawa 0:2 (po dogrywce)
Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 1:2
ŁKS Łódź - Lechia Gdańsk 0:0, 1:3 po rzutach karnych
Wisła Kraków - Widzew Łódź 1:0
OKS Olsztyn - Ruch Chorzów 0:0, 0:3 po rzutach karnych
Cracovia - Lech Poznań 1:4

niedziela, 24 października 2010

Podsumowanie dziesiątej kolejki

Dziesiąta kolejka przyniosła kilka wysokich wyników. W efektowny sposób swoje mecze wygrały zespoły Legii, Polonii Warszawa, Wisły i Widzewa. Kompletnym niewypałem okazały się występy zespołów z dotychczasowej czołówki. Wyjątkiem jest Górnik Zabrze, który pokonał Lecha Poznań. Sytuacja Kolejorza staje się koszmarna. Po kolejnej porażce na ostatnim miejscu w tabeli "umocniła" się Cracovia.

MECZ KOLEJKI

Korona Kielce - Legia Warszawa

Zdecydowanie najciekawiej ze wszystkich spotkań dziesiątej kolejki zapowiadała się rywalizacja w Kielcach między Koroną a Legią Warszawa. Gospodarze to sensacyjny v-ce lider, a gości nikomu w Polsce reklamować nie trzeba. Legia w dotychczasowych meczach jednak zawodziła i w piątek musiała udowodnić, czy poprzednia wygrana w Łodzi to pierwsza jaskółka poprawy czy może dzieło przypadku.

Dla widowiska źle się stało, że w tym meczu nie mogli wystąpić Aleksandar Vukovic i Andrzej Niedzielan. Trudno przecenić rolę obu zawodników w grze Korony, ich absencja niewątpliwie znacznie utrudniła zadanie trenerowi Sasalowi. W zespole ze stolicy do gry wrócił Maciej Iwański, wcześniej zesłany do Młodej Ekstraklasy. Inne wyjście z kłopotliwej sytuacji zaproponowano Piotrowi Gizie, który z eLką na sercu już nie zagra - jego kontrakt rozwiązano, a sam zainteresowany trenuje już z Cracovią.

Mecz rozpoczął się świetnie dla legionistów. Drużyna Macieja Skorży wreszcie potrafiła od samego początku zdominować rywala - szybkie, dokładne podania, po prostu dobra gra piłką. To zaowocowało kilkoma dogodnymi sytuacjami już w pierwszym kwadransie gry. Jedną z takich sytuacji w siódmej minucie wykorzystał Michał Kucharczyk, który coraz śmielej poczyna sobie w barwach Legii. Po bramce goście nie zwalniali tempa, wręcz przeciwnie. Zdegustowani takim obrotem sprawy kibice Korony zaczęli gwizdami domagać się lepszej gry swojego zespołu. Grę cały czas kontrolowała Legia, ale gospodarze za sprawą Stano w dwudziestej ósmej minucie doprowadzili do wyrównania. Kluczowe dla przebiegu gry wydarzenia dopiero miały się wydarzyć. Miroslav Radovic został sfaulowany przez bramkarza Korony w polu karnym, sędzia wskazał na jedenasty metr, a Małkowskiego wyrzucił z boiska. To właśnie do tych decyzji sędziego Tomasza Mikulskiego pretensje zgłaszał trener Sasal. Karnego na bramkę zamienił Vrdoljak i Legia do szatni schodziła z prowadzeniem 2:1.

Po przerwie Legia pokazała jak powinno się grać mając przewagę jednego zawodnika. Jej prowadzenie praktycznie nie zostało zagrożone, a w sześćdziesiątej piątej minucie Maciej Iwański wbił gola numer trzy. Asystę przy tej bramce zanotował Kucharczyk, który był bodaj najlepszym zawodnikiem tego dnia. Legia kontrolowała przebieg gry raz po raz zagrażając ponownie bramce Cierzniaka. Wynik na 4:1 ustalił w osiemdziesiątej ósmej minucie Radovic.

4:1 to dobry znak dla Legii, która zdaje się na dobre łapać odpowiedni rytm. Gospodarze mogą pocieszać się tym, że nadal to oni są w ligowej czołówce, a na dodatek w piątek grali bez dwóch swoich absolutnie topowych piłkarzy. Warto zwrócić uwagę, że piątkowy mecz był  pierwszą zapowiedzią tego, co czekało nas w dziesiątej kolejce ekstraklasy...

WYDARZENIA KOLEJKI

Co z tym mistrzem?

Kto pamięta takie męczarnie Mistrza Polski? Lech Poznań przegrał czwarty mecz z rzędu. Przegrał najzupełniej zasłużenie, bo w Zabrzu nie miał absolutnie żadnych atutów. Na dziewięć rozegranych meczów Kolejorz wygrał ledwie dwa i to mając za rywali jedenastki Śląska Wrocław i Cracovii, a więc jedyne drużyny, które w tabeli są niżej niż Lech. Powiedzieć, że sytuacja drużyny Jacka Zielińskiego jest zła to tak jak nic nie powiedzieć. Mówi się, że szkoleniowiec dostał od zarządu ultimatum - strata do lidera przed rundą wiosenną nie może być większa niż dziewięć punktów. Tak postawione ultimatum i tak wygląda na bardzo łagodne, bo nie brakuje takich, którzy domagają się głowy Zielińskiego niemal natychmiast. Już w środę Lech Poznań jedzie do Krakowa na mecz Pucharu Polski z Cracovią i jeśli tam nie wygra to droga do kolejnej edycji europejskich pucharów stanie się niezwykle trudna.

Renesans faworytów

Kto nadąży za polską ekstraklasą? Jeśli ktoś obserwuje rozgrywki ligowe dopiero od tego sezonu pewnie na długo zapamięta dziesiątą serię gier. Cała czołowa trójka została wręcz rozbita, znokautowana, poniżona. Korona - Legia 1:4, Wisła - Lechia 5:2, wreszcie Widzew - Jagiellonia 4:1. Dodajmy do tego porażkę czwartego do tej pory Bełchatowa z Arką. Niespodzianki czy powrót do normy? Odpowiedzą następne kolejki.

Ekstraklasa zjednoczona z Europą w walce z głodem

Ligi europejskie stowarzyszone w Europejskim Stowarzyszeniu Lig Zawodowych na ten weekend wyznaczyły kulminację kampanii "Professional Football Against Hunger". Piłkarze wyszli na boisko ubrani w koszulki z charakterystycznym żółtym gwizdkiem, który stał się symbolem akcji. Akcję walki z głodem na świecie każdy może wesprzeć na stronach: http://www.1billionhungry.org/ oraz http://www.epfl-europeanleagues.com/fao/ , do czego oczywiście gorąco zachęcam.

DZIESIĄTA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 23
Średnia goli na mecz: 2,87
Suma żółtych kartek: 22
Suma czerwonych kartek: 3

Suma podyktowanych karnych: 2
Suma wykorzystanych karnych: 2

Suma widzów: 68 400
Średnia widzów: 8550

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Półmetek grupowej rywalizacji w Lidze Europejskiej

W miniony czwartek Lech Poznań meczem w Manchesterze zakończył pierwszą rundę gier w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Sensacji nie było, Mistrz Polski uległ dość łatwo eksperymentalnie zestawionemu rywalowi 1:3. Zdziwienia być nie może, gdy przyjrzymy się temu, kto tego wieczora rozdawał karty - bohaterem został Emmanuel Adebayor, świetne zawody rozgrywał świeżo upieczony mistrz świata David Silva, a w środku pola dominowali v-ce mistrz globu Nigel De Jong oraz Patrick Vieira, który ma za sobą sto siedem gier w reprezentacji Francji.

Pieniądze w piłkę nie grają, ale pewnych różnic zatrzeć się nie da. Lech z Manchesterem najprawdopodobniej przegrałby dziewięć spotkań na dziesięć i teraz cała nadzieja w tym, by ten dziesiąty mecz przytrafił się za niecałe dwa tygodnie w Poznaniu. W czwartkowym meczu Kolejorz potwierdził to, co się o nim w tym sezonie mówi. A mówi się, że Lech ma problem z powtarzalnością. Gdy w pierwszej połowie gra dobrze można niemal w ciemno założyć, że po przerwie będzie katastrofa. I vice versa. Na City of Manchester Stadium podopieczni Jacka Zielińskiego zaczęli źle i już po dwudziestu pięciu minutach było 2:0 dla gospodarzy. Po przerwie akcje poznaniaków zaczęły być wreszcie składne, piłka krążyła między zawodnikami a nie była tylko wykopywana daleko przed siebie, jak to zdarzało się w pierwszych czterdziestu pięciu minutach. Jedna z takich akcji przyniosła Lechowi bramkę kontaktową, choć akurat jej strzelec Joel Tshibamba mógł tego dnia ustrzelić nawet hat-tricka. Ostatecznie trzecią bramkę dołożył Adebayor i stało się jasne, że Manchesterowi nic złego tego dnia stać się nie może. Podopieczni Jacka Zielińskiego swojego występu nie musieli się jednak wstydzić.

Tak jak wstydzić nie muszą się dorobku po trzech kolejkach Ligi Europejskiej. Po losowaniu dominowały opinie, że sukcesem lechitów będzie każdy jeden punkt, a tymczasem już na półmetku Kolejorz ma tych punktów cztery. Oczywiście może zdarzyć się tak, że na tych czterech się zakończy, bo praktycznie w żadnym z pozostałych do rozegrania meczów Lech nie będzie faworytem, ale przecież poznaniacy nieraz już udowodnili, że to właśnie z pozycji skazywanego na pożarcie gra im się łatwiej. 

Prawdziwym problemem Lecha Poznań jest postawa w polskiej ekstraklasie, bo niezłe występy w Europie nie mają żadnego przełożenia na rozgrywki krajowe, w których z ośmiu spotkań Kolejorz przegrał aż połowę. Okazja do zmiany tego stanu rzeczy już dziś w Zabrzu.

poniedziałek, 18 października 2010

Podsumowanie dziewiątej kolejki

Rozpędzona Jagiellonia wygrywa kolejne spotkanie, Lech Poznań kolejne przegrywa. Na kolejne zwycięstwo nadal muszą czekać kibice Polonii Warszawa i Wisły Kraków. Swój mecz wygrała bezkompromisowa Legia, która albo wygrywa albo przegrywa - póki co wciąż jeszcze porażek ma na koncie więcej niż zwycięstw. Kuriozalne zachowanie sędziego w Kielcach i rekordowa frekwencja.

MECZ KOLEJKI

Lechia Gdańsk - Arka Gdynia

Meczem na szczycie stała się zupełnie niespodziewanie rywalizacja Korony Kielce z GKSem Bełchatów. Spore zainteresowanie budził też klasyk między Widzewem a Legią. Przyjrzyjmy się jednak bliżej jeszcze innemu spotkaniu - w derbach Trójmiasta chwalona zewsząd Lechia podejmowała posiadającą jedną z najlepszych linii defensywnych w lidze Arkę. 

Cztery ostatnie mecze derbowe wygrała Lechia i również w niedzielę to gdańszczanie przystępowali do gry z pozycji faworyta. Po efektownym zwycięstwie przy Łazienkowskiej kibice gospodarzy oczekiwali kolejnej wygranej. Już przed pierwszym gwizdkiem sędziego było jasne, że mecz będzie historyczny. To ostatnie derby Trójmiasta rozegrane na stadionie przy ulicy Traugutta. Kolejne, których gospodarzem będzie Lechia odbędą się już na powstającym z myślą o Euro 2012 stadionie PGE Arena. 

O defensywie Arki mówi się, że należy do najtrudniejszych do sforsowania w ekstraklasie. (ledwie pięć straconych goli w dotychczasowych ośmiu meczach). Pierwsza połowa absolutnie to potwierdziła. Podopieczni Tomasza Kafarskiego bili głową w gdyński mur nie mogąc znaleźć recepty na obronę gości. Do najbardziej aktywnych piłkarzy należał Francuz Bedi Buval i Arkowcy często by go powstrzymać musieli faulować. Pierwsze czterdzieści pięć minut nie przyniosło kibicom wielkich emocji i co gorsza niewiele zapowiadało na to, że obraz gry zmieni się po przerwie.

Druga połowa to dalsze próby Lechii, która tym razem potrafiła już stworzyć sobie kilka niezłych okazji do zdobycia gola. Próbował Buval, próbował Wiśniewski, ale bramka nie padła. Kluczowa dla meczu była siedemdziesiąta ósma minuta - dośrodkowanie z rzutu wolnego na bramkę zamienił Paweł Wiśniewski. Stracony gol pozostał jakby niezauważony przez zawodników z Gdyni, którzy nawet wtedy nie zaatakowali bramki Pawła Kapsy. Zamiast tego oglądaliśmy brutalną grę, w pewnym momencie w szarpaninie po faulu brały udział niemal całe jedenastki obu drużyn. W osiemdziesiątej szóstej minucie Miroslav Bożok obejrzał czerwoną kartkę po faulu na Łukaszu Surmie. Sędzie doliczył sześć minut, wynik nie uległ zmianie. Lechia wygrała derby Trójmiasta już piąty raz z rzędu!

WYDARZENIA KOLEJKI

Mistrz jest nagi

Szok, niedowierzanie. O tym mówili piłkarze i trenerzy Lecha po meczu z Zagłębiem Lubin. Kolejorz przegrał trzeci mecz z rzędu i do lidera traci już czternaście punktów. Niżej od Lecha w tabeli już tylko Śląsk Wrocław i Cracovia, czyli jedyne zespoły które Lech potrafił w tym sezonie pokonać. Trener Zieliński odrzucił zarzut kibiców, że zawodnicy wybierają sobie mecze, w których starają się o wynik (w domyśle: skupiają się na europejskich pucharach kosztem rozgrywek ligowych). Sytuacja Mistrza Polski jest w tym momencie naprawdę zła. Ozdobą sobotniego meczu była bramka Mateusza Bartczaka.

Końcowy gwizdek w... osiemdziesiątej minucie

Nic tak nie zaskoczyło kibiców w tej kolejce jak zachowanie pana Sebastiana Jarzębaka, który sędziował mecz między Koroną a GKSem. W osiemdziesiątej minucie gry ku zdziwieniu wszystkich obserwatorów i uczestników spotkania arbiter zagwizdał trzykrotnie kończąc spotkanie! Śmiech z trybun kieleckiego stadionu był chyba równie duży jak gwizdy, które żegnały schodzących z boiska w Poznaniu piłkarzy Lecha. Trener gości Maciej Bartoszek zdegustowany nakazał swoim piłkarzom zejście do szatni. Ostatecznie Jarzębak skonsultował swoją decyzję z sędzią technicznym i wznowił grę przedłużając mecz z powodu zamieszania o sześć minut. Wynik już się nie zmienił - 3:1 wygrała Korona.

Średnia frekwencja? 10 tysięcy na mecz!

Dziewiąta kolejka cieszyła się rekordowym zainteresowaniem kibiców na stadionach. Komplet widzów oglądał mecze w Białymstoku, Łodzi i Gdańsku, dziesięć tysięcy widzów zasiadło na trybunach w Krakowie i Kielcach, a dwadzieścia dwa tysiące oglądało mecz w Poznaniu. W efekcie średnia widzów na mecz jest rekordowa w tym sezonie i wyniosła 10 450 widzów na mecz i to pomimo tego, że słynące z licznej widowni Legia i Wisła grały swe mecze na wyjazdach. To pierwszy dzwonek i miejmy nadzieję, że zapowiedź tego, co będzie nas czekać po oddaniu do użytku kolejnych nowoczesnych stadionów.

DZIEWIĄTA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 16
Średnia goli na mecz: 2

Suma żółtych kartek: 43
Suma czerwonych kartek: 2

Suma podyktowanych karnych: 1
Suma wykorzystanych karnych: 1

Suma widzów: 83 600
Średnia widzów: 10 450

ZOBACZ RÓWNIEŻ

środa, 13 października 2010

RAPORT! Ligowi kadrowicze (5)


 Na trzech kontynentach piłkarze polskiej ekstraklasy reprezentowali swoje kraje w meczach międzypaństwowych - od spotkań eliminacji Mistrzostw Europy poprzez eliminacje Pucharu Narodów Afryki po mecze towarzyskie. Kolejną sensację sprawiła Czarnogóra, która wywiozła cenny remis z londyńskiego Wembley. Wygraną Białorusi nad Albanią przypieczętowała bramka Siergieja Kriwca. Na listę strzelców wpisał się też Euzebiusz Smolarek, ale Polska tylko zremisowała z Ekwadorem.


ZIMBABWE - REPUBLIKA ZIELONEGO PRZYLĄDKA 0:0

Clemence Matawu (Polonia Bytom) - do 58 minuty

BURUNDI - WYBRZEŻE KOŚCI SŁONIOWEJ 0:1

Saidi Ntibazonkiza (Cracovia) - 90 minut

ANGLIA - CZARNOGÓRA 0:0

Mladen Kascelan (Jagiellonia Białystok) - od 62 minuty


ŁOTWA - GRUZJA 1:1

Artjoms Rudnevs (Lech Poznań) - 90 minut

BIAŁORUŚ - ALBANIA 2:0

Siergiej Kriwiec (Lech Poznań) - od 75 minuty i gol

ESTONIA - SŁOWENIA 0:1

Andraż Kirm (Wisła Kraków) - od 67 minuty

SAN MARINO - MOŁDAWIA  0:2

Alexandru Suvorov (Cracovia) - 90 minut

EKWADOR - POLSKA 2:2

Łukasz Mierzejewski (Cracovia) - 90 minut
Adrian Mierzejewski (Polonia Warszawa) - do 82 minuty
Andrzej Niedzielan (Korona Kielce) - od 88 minuty
Euzebiusz Smolarek (Polonia Warszawa) - do 68 minuty i gol
Kamil Grosicki (Jagiellonia Białystok) - od 68 minuty
Hubert Wołąkiewicz (Lechia Gdańsk) - 90 minut
Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa) - od 61 minuty

PANAMA - PERU 1:0

Luis Henriquez (Lech Poznań) - od 61 minut

ZOBACZ RÓWNIEŻ

RAPORT! Ligowi kadrowicze (4)
RAPORT! Ligowi kadrowicze (3)
RAPORT! Ligowi kadrowicze (2)

niedziela, 10 października 2010

RAPORT! Ligowi kadrowicze (4)

W piątek i sobotę odbyły się kolejne mecze eliminacji Mistrzostw Europy. Na boiskach Starego Kontynentu zobaczyliśmy ośmiu graczy polskiej ekstraklasy, ponadto czterech Polaków z klubów ekstraklasy zagrało w towarzyskim meczu przeciw USA, a Luis Henriquez rozegrał kolejne spotkanie dla Panamy. Największe powody do radości ma Mladen Kascelan, którego Czarnogóra pokonała Szwajcarię i z kompletem zwycięstw jest sensacyjnym liderem grupy eliminacyjnej. W meczu przeciwko Hiszpanii bramkę dla Litwy zdobył snajper Widzewa Darvydas Šernas.


CZARNOGÓRA - SZWAJCARIA 1:0

Mladen Kascelan (Jagiellonia Białystok) - od 46 minuty

GRECJA - ŁOTWA 1:0

Artjoms Rudnevs (Lech Poznań) - do 74 minuty

HISZPANIA - LITWA 3:1

Darvydas Šernas (Widzew Łódź) - 90 minut i gol
Mindaugas Panka (Widzew Łódź) - 90 minut
Andrius Skerla (Jagiellonia Białystok) - 90 minut
Tadas Kijanskas (Jagiellonia Białystok) - 90 minut

SŁOWENIA - WYSPY OWCZE 5:1

Andraż Kirm (Wisła Kraków) - od 51 minuty

MOŁDAWIA - HOLANDIA 0:1

Alexandru Suvorov (Cracovia) - 90 minut

STANY ZJEDNOCZONE - POLSKA 2:2

Dariusz Pietrasiak (Polonia Warszawa) - 90 minut
Łukasz Mierzejewski (Cracovia) - 90 minut
Adrian Mierzejewski (Polonia Warszawa) - do 71 minuty
Andrzej Niedzielan (Korona Kielce) - od 71 minuty

PANAMA - SALWADOR 1:0

Luis Henriquez (Lech Poznań) - 90 minut

ZOBACZ RÓWNIEŻ


RAPORT! Ligowi kadrowicze (3)
RAPORT! Ligowi kadrowicze (2)
RAPORT! Ligowi kadrowicze

poniedziałek, 4 października 2010

Zmierzch faworytów?

Lech Poznań, Legia Warszawa, Wisła Kraków, Polonia Warszawa. Jednym tchem wymieniani jako faworyci do tytułu mistrzowskiego. W minionej kolejce żaden z tych zespołów nie potrafił odnieść zwycięstwa. Co gorsza, dla Legia przegrała już piąty mecz w tym sezonie, Lech trzeci. Polonia po wygranych trzech pierwszych meczach w kolejnych nie potrafiła zwyciężyć ani razu, Wisła ostatni mecz wygrała cztery kolejki temu. Ligowa czołówka? Jagiellonia Białystok, Korona Kielce, GKS Bełchatów! Liga stanęła na głowie?

Cała czwórka to najbogatsze zespoły polskiej ekstraklasy. W letniej przerwie między rozgrywkami szczególnie warszawskie kluby odważnie wydawały miliony złotych na nowych piłkarzy. Efekt jest daleki od oczekiwanego, choć na ostateczne oceny czas przyjdzie oczywiście dopiero w maju. Nic jeszcze nie stoi na przeszkodzie, by walka o tytuł rozstrzygnęła się między wyżej wspomnianą czwórką. Ale jedenaście punktów straty Mistrza Polski do lidera ekstraklasy musi przynajmniej niepokoić.

Wydaje się, że problem każdej z drużyn jest inny. Trudno uważać, że Lech Poznań nie ma potencjału na walkę o tytuł mistrzowski. Oczywiście ma, co udowodnił poprzedni sezon i co potwierdza tegoroczny start w europejskich pucharach. Zastępujący zawieszonego na dwa mecze Zielińskiego trener Kuźma po przegranym meczu w Bełchatowie nie bał się powiedzieć, że drużynie w drugiej połowie brakowało sił. Faktycznie, o ile przed przerwą lechici byli stroną przeważającą o tyle w drugiej połowie wynik 1:0 dla gospodarzy był najniższym wymiarem kary. Dlaczego tak się dzieje? Swoją teorię na ten temat mają kibice z Poznania, którzy po niedzielnym meczu głośno dali wyraz przypuszczeniu, że piłkarze angażują się w europejskie puchary w znacznie większym stopniu niż w rozgrywki ligowe. Lech wciąż pozostaje drużyną, która jest w stanie pokonać w ekstraklasie każdego i wszędzie. Tyle, że potrzebuje do tego pełnej determinacji i sił w nogach. Jedenaście punktów straty do Jagiellonii to dużo, nawet biorąc pod uwagę zaległy mecz z Polonią. Oby w momencie, gdy Kolejorz się przebudzi nie było już za późno.

W drużynach Polonii i Wisły szybko zdecydowano się na zmianę szkoleniowców. Kasperczak wyleciał z Białej Gwiazdy jeszcze przed startem ligi, po klęsce z Karabachem. Bakero opuszczał Czarne Koszule po pierwszej porażce drużyny w sezonie, mając na koncie dziewięć punktów w czterech meczach. Właściciele zatrudnili nowych trenerów, ale póki co efekty ich działań nie rzucają na kolana. Polonia od czasu odejścia Hiszpana nie zdołała wygrać meczu w lidze, a Wisła pod wodzą Maaskanta zwyciężyła tylko raz. Warto jednak zwrócić uwagę, że obu trenerów dzielą cele, które przed nimi stoją. Prezes Wojciechowski oczekuje sukcesów Polonii tu i teraz, a  przed holenderskim trenerem Wisły stoi wyzwanie bardziej długoterminowe. Na sukces w postaci awansu do Ligi Mistrzów właściciel klubu jest w stanie czekać dwa lata. Wydaje się to rozsądne, zwłaszcza mając na uwadze, że defensywa Wisły latem została praktycznie w całości wyprzedana. 

Najtrudniejsza jest sytuacja w Legii, gdzie latem postawiono na całkowitą przebudowę drużyny, która kompletnie zawiodła w zeszłym sezonie. Zainwestowano dziesięć milionów złotych na nowych piłkarzy, zatrudniono młodego i zdolnego trenera, który już ma na koncie spore sukcesy, a efekt jest taki, że w pierwszych ośmiu meczach Legia aż pięć razy schodziła z boiska pokonana. Coraz częściej podważa się sens sprowadzenia do Warszawy Antolovicia, Kneżevicia czy Cabrala. Celem Legii Warszawa co roku jest mistrzostwo Polski, tak jest i w tym sezonie. W tej chwili wygląda jednak na to, że tak jak drużyny nie było w zeszłym sezonie, tak nie uda się jej skleić w najbliższym czasie. Euforię po zwycięstwie nad Lechem zgasiła Lechia Gdańsk wywożąc z Warszawy wygraną 3:0.

Ostatni równie nietypowy sezon to rozgrywki 2006/2007. Świetnie wystartował wówczas GKS Bełchatów, eksperci co kolejkę stawiali, że ich seria skończy się właśnie w tej chwili, a tymczasem bełchatowianie do końca sezonu bili się o tytuł z... Zagłębiem Lubin. Czy w tym sezonie czeka nas powtórka z rozrywki? Przedsezonowi faworyci gdzieś w środku stawki, a walka o mistrzostwo między dajmy na to Jagiellonią a Koroną? Pewne jest to, że w tym sezonie poziom jest równy jak w żadnym innym. Nie ma już wyniku, który byłby uznany za sensacyjny. Skazywana przed sezonem na spadek Polonia Bytom wywozi remis z Konwiktorskiej, Lechia Gdańsk pakuje trzy bramki przy Łazienkowskiej. Zniknął niepotrzebny strach i respekt przed rywalem, który straszy najczęściej tylko nazwą. To sprawia, że ósma kolejka może wcale nie być wyjątkiem. A to z kolei szansa dla fanów zakładów bukmacherskich. Gdyby ktoś w piątek postawił 10 zł na remisy Wisły i Polonii oraz porażki Legii i Lecha w niedzielny wieczór odbierałby 1378 zł i 26 groszy.

niedziela, 3 października 2010

Podsumowanie ósmej kolejki

Jagiellonia rzutem na taśmę wygrała w Zabrzu i zachowała fotel lidera. Kolejną bramkę na wagę trzech punktów dla Korony zdobył Andrzej Niedzielan. Aż trzy mecze zakończyły się wynikiem bezbramkowym, a w całej kolejce padło ledwie dziesięć bramek. Punkty nadal gubią zespoły uchodzące za faworytów ligi - Wisła i Polonia ledwie zremisowały swoje mecze ze Śląskiem i Arką, a jedenastki Legii i Lecha ponownie schodziły z boiska pokonane.


MECZ KOLEJKI

Legia Warszawa - Lechia Gdańsk

Ósma kolejka pozbawiona była meczu, który zapowiadałby się zdecydowanie najciekawiej. W Zabrzu spotykały się drużyny niespodziewanie tworzące czołówkę ligi (Górnik - Jagiellonia), w Bełchatowie będący jednym z odkryć sezonu GKS podejmował Mistrza Polski, ale ekstraklasowy po raz drugi z rzędu na najciekawszy mecz wybrał spotkanie rozgrywane przy Łazienkowskiej. Opromieniona zwycięstwem nad Lechem Legia Warszawa grała z notującą również zwyżkującą formę Lechią Gdańsk.

Statystyka była dla gości bezlitosna - po raz ostatni przy Łazienkowskiej Lechia wygrała w 1961 roku. W stolicy wszyscy liczyli, że wygrana z Lechem będzie początkiem marszu w górę tabeli po niemrawym początku sezonu. Gdańszczanie po wygranej aż 5:1 nad Górnikiem Zabrze też byli w dobrych nastrojach i przekonani co do swoich umiejętności zapowiadając sprawienie sensacji, a przynajmniej niespodzianki.

Pierwsza połowa meczu pokazała jednak co innego. Podopieczni Tomasz Kafarskiego grali nieco bojaźliwie, asekurancko. To mogło zemścić się już w siódmej minucie, gdy w sytuacji sam na sam z Pawłem Kapsą znalazł się Alejandro Cabral. Argentyńczyk chybił, a ta sytuacja była jego jedynym jasnym momentem w tym spotkaniu. Po przerwie nie widzieliśmy go już na boisku. Przed przerwą na boisku nie działo się wiele ciekawego, sam mecz rozczarowywał swoim poziomem. Zawieszony na dwa mecze Maciej Skorża dyrygował zespołem z trybun i zdecydował o wprowadzeniu wraz z początkiem drugiej połowy drugiego napastnika, Bruno Mezengi.

Efekt tej roszady był taki, że Lechia zaczęła uzyskiwać coraz większą przewagę w środku pola i stwarzać zagrożenie pod bramką Antolovicia. Pierwszy gol tego meczu padł w siedemdziesiątej minucie meczu, gdy po podaniu Lukjanovsa do bramki Legii trafił Francuz Bedi Buvala. Legia w tym sezonie udowodniła już w meczach z Cracovią i Lechem, że przed własną publicznością potrafi nadrabiać straty. Tym razem scenariusz wydarzeń był jednak z goła inny. Lechiści uwierzyli we własne siły i możliwość wywiezienia z uchodzącego za trudny terenu kompletu punktów. W osiemdziesiątej ósmej minucie na 2:0 podwyższył Hubert Wołąkiewicz, świeżo upieczony reprezentant Polski. W doliczonym czasie gry Legię dobił Paweł Nowak, który wcześniej asystował przy bramce Wołąkiewicza. Legia - Lechia 0:3. Nokaut!

Rozczarowani muszą się czuć ci, którzy po wygranej nad Lechem Poznań wieszczyli przełamanie Legii. Podopieczni Macieja Skorży po raz kolejny zagrali po prostu źle, nie mieli żadnej recepty na to, jak poradzić sobie z dobrze zorganizowaną Lechią Gdańsk. Zamiast pastwić się nad przegranym pogratulujmy zwycięzcy. Praca trenera Kafarskiego, który mocno podpał gdańskim kibicom zlekceważeniem rozgrywek Pucharu Polski w zeszłym sezonie, zaczyna przynosić pozytywne efekty. Drużyna z Gdańska należy do tych, które ogląda się w tej lidze najprzyjemniej. 5:1 z Górnikiem, 3:0 z Legią i niech teraz obawiają się kolejni ligowi rywale Lechii, która dobiła do ligowej czołówki. 

WYDARZENIA KOLEJKI

Gdzie ci faworyci?

U progu ligowego sezonu w gronie faworytów do tytułu mistrzowskiego jednym tchem wymieniane były zespoły Wisły Kraków, Lecha Poznań i Legii Warszawa. Do tej wielkiej trójki dołączyć miała Polonia Warszawa. W tej kolejce po raz kolejny ujawniła się słabość papierowych faworytów polskiej ekstraklasy - cała czwórka zdobyła w tej kolejce łącznie dwa punkty nie zdobywając ani jednej (!) bramki. Spory między sympatykami poszczególnych zespołów o to, kto gra lepiej, a kto gorzej można wrzucić do worka "przyganiał kocioł garnkowi". W tym momencie liga jest tak wyrównana, że nie ma już wyniku, o którym powiedziałoby się: sensacja! Każdy może pokonać każdego.

Strzelać nie kazano?

Wisła - Śląsk 0:0, Arka - Polonia 0:0, Zagłębie - Cracovia 0:0. Pal licho, że nie padły gole, gorzej że sam poziom gry mógł przyprawić o ból zębów. Wisła Kraków i Polonia Warszawa zgłaszają aspiracje do tytułu mistrzowskiego wszędzie, tylko nie na boisku. To były kolejne bardzo przeciętne mecze w wykonaniu faworyzowanych jedenastek. Szczególnie w Krakowie i Gdyni z boiska najzwyczajniej w świecie wiało nudą. Spotkanie w Lubinie uratowała nieco druga połowa, w której kibice doczekali się chociaż emocji. Wszystkie te mecze nie były jednak dobrą reklamą polskiej ekstraklasy i jeśli ktoś tego dnia trafił na któreś z tych spotkań przypadkiem to pewnie wróci nieprędko.

Skerla zapewnia trzy punkty i wygodny fotel lidera

W ostatniej minucie meczu w Zabrzu gola na wagę trzech punktów dla Jagi zdobył Andrius Skerla. Niby każdy wie, że na Litwina trzeba zwracać szczególną uwagę przy stałych fragmentach gry, a jednak nadal zagrożenie z jego strony w tym elemencie gry pozostaje największe. Tak było i tym razem. Jagiellonia wygrała szósty mecz w sezonie i umocniła się na pozycji lidera. A sam Andrius Skerla to niezwykle ciekawa postać. Nie ma obecnie w całej ekstraklasie piłkarza, który miałby na koncie więcej reprezentacyjnych gier niż litewski obrońca Jagi. Siedemdziesiąt osiem występów w drużynie narodowej to także litewski rekord. Skerla ma w swoim cv trzy lata gry w holenderskim PSV Eindhoven, w barwach którego rozegrał dwadzieścia pięć spotkań. Wynik może niezbyt imponujący, ale już w szkockim Dunfermline i rosyjskim Tomie Tomsk należał do filarów drużyny. Uznanie dla Skerli, brawa dla Jagi!

ÓSMA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 10
Średnia goli na mecz: 1,25

Suma żółtych kartek: 29
Suma czerwonych kartek: 0

Suma podyktowanych karnych: 0
Suma wykorzystanych karnych: 0

Suma widzów: 61  400
Średnia widzów: 7675

ZOBACZ RÓWNIEŻ

piątek, 1 października 2010

Lech Poznań liderem grupy w Lidze Europejskiej!

Gdy Lech Poznań trafił do grupy A Ligi Europejskiej wraz z Juventusem Turyn, Machesterem City i Salzburgiem część mediów określiła to zestawienie "grupą śmierci". Inni śmiali się pod nosem wskazując, że ta grupa to po prostu dwóch żelaznych faworytów, jeden przeciętniak i jeden słaby zespół. Rozegrane zostały dwie kolejki i Mistrz Polski jest niepokonany, ma na koncie cztery punkty i jest liderem grupy!


Czwartkowy mecz zapisze się w historii poznańskiego klubu z zasadniczego powodu - to sportowa inauguracja Stadionu Miejskiego, który będzie areną Mistrzostw Europy w 2012 roku. Lepszej okazji do otwarcia stadionu niż mecz w europejskich pucharach nie można sobie było wyobrazić.

O drużynie gości mówiło się, że przeżywa kryzys. Salzburg w zeszłym sezonie znalazł się w grupie wraz z Lazio Rzym, Villarealem oraz Levskim Sofia i zakończył rywalizację z kompletem zwycięstw. Ten sezon miał być jeszcze lepszy, ale plany podboju Ligi Mistrzów spaliły na panewce. Jakby tego było mało podopieczni Huuba Stevensa bardzo przeciętnie radzą sobie w rodzimej lidze - zajmują dopiero siódme miejsce w tabeli, ale weekendowe zwycięstwo nad viceliderem SV Ried mogło wskazywać, że najgorsze mają już za sobą. 

Swoje problemy ma też jednak Lech Poznań, który w lidze gra bardzo nierówno - w sześciu meczach odniósł dwie wygrane, zanotował dwa remisy i dwukrotnie schodził z boiska pokonany. Mecze w pucharach wyzwalają jednak dodatkową motywację, a i stadion zapełniony kibicami do ostatniego miejsca miał natchnąć Kolejorza do wygranej nad austriackim rywalem. Od początku mecz miał dość wyrównany przebieg, z lekką przewagą Lecha. Poznaniacy nie potrafili jednak przebić się przez dobrze zorganizowaną obronę gości, w której szczególnie mocnym punktem był duet środkowych defensorów - Nigeryjczyk Afolabi i Sekagya z Ugandy. Ataki Lecha nabrały rozpędu w ostatnim kwadransie pierwszej połowy, ale do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.

Wyglądało na to, że albo utrzyma się wynik 0:0 albo zwycięży ten zespół, który pierwszy trafi do siatki rywali. Kolejorz uczynił to już dwie minuty po przerwie - w czterdziestej siódmej minucie strzałem głową gola zdobył Manuel Arboleda, który ostatnio rozgrywał słabsze mecze. Szybko strzelony gol pozwolił drużynie Zielińskiego nastawić się na kontrataki. W tych szczególnie dobrze czuł się wprowadzony w miejsce kontuzjowanego Grzegorza Wojtkowiaka Jacek Kiełb. Salzburg w tej części meczu wyglądał lepiej pod względem fizycznym, piłkarze gości sprawiali wrażenie silniejszych, ale to po szybkich akcjach Kolejorza mogły paść kolejne bramki w tym meczu. Drugiego gola dla Lecha w osiemdziesiątej minucie zdobył Sławomir Peszko, który wykorzystał świetne podanie od Štilicia. Goście nie byli już w stanie się podnieść, a lechici mogli dobić rywali kolejnym golem. Strzał Siergieja Kriwca z osiemdziesiątej siódmej minuty trafił jednak w słupek bramki Tremmela.

W rozgrywanym równolegle meczu między Manchesterem City a Juventusem Turyn padł remis 1:1, który sprawił, że to Lech Poznań znajduje się na pierwszym miejscu w tabeli grupy A. Pod kątem ostatecznych rozstrzygnięć rezultat z Manchesteru nie jest najlepszą wiadomością dla poznaniaków. Wydaje się, że lepszym wariantem byłaby dominacja w grupie Anglików i walka o drugie miejsce między Lechem a Juventusem. Pesymiści już kreślą wariant, w którym Manchester City w najbliższych dwóch meczach odnosi dwa zwycięstwa nad Lechem, a Juve dwukrotnie pokona Salzburg. Wówczas Manchester City miałby na koncie dziesięć punktów, Juventus osiem, a Lech cztery i sytuacja Mistrza Polski stałaby się naprawdę trudna. Ale czy ktokolwiek stawiał, że Lech wywiezie dobry wynik z Turynu? Warto pamiętać, że drużyna Zielińskiego w tym towarzystwie była skazywana na pożarcie, a jest liderem tabeli. Teraz niech inni się martwią jak to zmienić.