Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

środa, 29 września 2010

Puchar Mistrzów w Polsce!

Wczoraj we Wrocławiu, dziś w Krakowie, jutro w Poznaniu i wreszcie od piątku w Warszawie. Ostatni mecz Ligi Mistrzów w kraju między Odrą a Bugiem odbył się już całe czternaście lat temu, ale nie znaczy to, że piłkarska Europa na dobre zapomniała o istnieniu polskiej ekstraklasy. Nie przyszedł Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa. Od wczoraj do piątku tournee po naszym kraju odbywa obiekt pożądania całej europejskiej piłki klubowej - Puchar Ligi Mistrzów.  


Na przestrzeni tych kilkunastu lat przyzwyczailiśmy już się do braku mistrza Polski w tych elitarnych rozgrywkach. Czasem na drodze stawały takie potęgi jak Manchester United czy Real Madryt, czasem zespoły które wydawały się być w zasięgu jak Anderlecht Bruksela czy Sparta Praga, choć zdarzyło się, że wystarczyła i Levadia Tallin. Swoich sił próbowały takie zespoły jak ŁKS Łódź, Widzew Łódź, Polonia Warszawa, Wisła Kraków, Legia Warszawa, Zagłębie Lubin i Lech Poznań. Skutek zawsze ten sam - brak awansu. Szczególnie duże szanse na awans do Champions League są od dwóch sezonów, gdy nowy regulamin rozgrywek pozwala uniknąć rywalizacji z drużynami z najsilniejszych lig europejskich. W ostatnich latach do Ligi Mistrzów potrafiły awansować zespoły z Białorusi, Węgier, Słowacji czy Bułgarii. Największą białą plamą na mapie piłkarskiej Europy pozostaje Polska. Spore nadzieje wiązano ze zdobyciem mistrzowskiego tytułu przez Lecha Poznań. Panowała opinia, że ten klub daje największe gwarancje odpowiedniego skonsumowania sukcesu, ale skończyło się podobnie jak w przypadku innych mistrzów z poprzednich lat.

Obecność Pucharu Europy w Poznaniu akurat w czwartek jest swego rodzaju wyrzutem sumienia wobec Kolejorza. Tego samego dnia wieczorem Lech będzie podejmował na własnym stadionie austriacki FC Salzburg w ramach rozgrywek Ligi Europejskiej. Stadion zapełni się do ostatniego miejsca, zyski z tytułu sprzedaży wejściówek sięgnęły dwóch i pół miliona złotych, będzie pachniało Europą, ale... Gdzieś tam w głębi kibica pozostanie żal po tym, jak łatwo Mistrz Polski dał się ograć zupełnie przeciętnemu Mistrzowi Czech. Kolejorz zbiera kolejne bezcenne doświadczenia na arenie międzynarodowej, które w zamyśle mają zaprocentować wreszcie upragnionym awansem do Ligi Mistrzów. Bo to właśnie Chamions League jest najlepszą drogą na czołówki sportowych gazet całego kontynentu, to na niej zarabia się największe pieniądze, to ona kreuje gwiazdy największego formatu.

W czwartek przed Lechem Poznań niełatwe zadanie. Zespół skazywany na pożarcie w tej grupie po remisie w Turynie wyrósł na faworyta meczu z Salzburgiem. Austriacki rywal gra w tym sezonie poniżej oczekiwań, ale to samo można przecież powiedzieć o poznańskiej jedenastce. Oczekujemy meczu pełnego emocji, do których w swoich europejskich występach lechici nas już przyzwyczaili. I najlepiej zwycięskiego, tak by zdobywać kolejne pokłady pewności siebie oraz punkty do klubowego rankingu UEFA. Wszystko po to, by w przyszłości atrybuty elitarnej Ligi Mistrzów były na wyciągnięcie ręki, a nie tylko za muzealną szybą...

poniedziałek, 27 września 2010

Podsumowanie siódmej kolejki

Siódma kolejka umocniła na czele ligowej tabeli zespoły Jagiellonii Białystok i Korony Kielce. Trwa niemoc faworytów - po trzech porażkach z rzędu w meczu z Lechem przełamała się Legia Warszawa, ale Wisła Kraków i Polonia Warszawa tylko zremisowały swoje mecze. Pierwsze punkty w sezonie zdobyła Cracovia, piątą porażkę z rzędu zanotował Śląsk Wrocław. Siódma kolejka ekstraklasy jest pierwszą, w której do siatki rywala nie trafił Andrzej Niedzielan.

MECZ KOLEJKI

Legia Warszawa - Lech Poznań

Mecze między tymi zespołami należą do najbardziej prestiżowych w lidze i są szczególnie ważne dla kibiców obu drużyn. Ostatnie sezony przyzwyczaiły nas, że mecze między Legią a Lechem to spotkania na szczycie. Tym razem było inaczej - Lech przed meczem przy Łazienkowskiej był ósmy w tabeli, a Legia dopiero czternasta. 

Mistrz Polski przyjechał do Warszawy opromieniony dobrym występem w meczu z Juventusem Turyn. Semir Štilić zapowiedział, że Kolejorz na Legię wyjdzie "jak na Juventus" i pierwsza połowa udowodniła, że nie żartował. Choć mecz rozpoczął się od ataków Legii to goście zdobyli pierwszego gola. W dziewiątej minucie precyzyjny strzał w długi róg bramki Antolovicia oddał Siergiej Kriwiec i poznaniacy mogli się cieszyć z objęcia prowadzenia. Kolejne minuty to dalsza dobra gra Lecha, który zdecydowanie dominował w tym okresie. Mistrz Polski grał z dużą pewnością siebie, której Legia przeciwstawiała nieustępliwą walkę. Lechici stwarzali sobie kolejne dogodne okazje, ale Kriwiec, Rudnevs, Štilić i Peszko nie potrafili  ich wykorzystać To był moment, w którym Kolejorz powinien rozstrzygnąć losy tego meczu i prowadzić już nawet 0:3. Nie zrobił tego i zapłacił za to najwyższą cenę - w trzydziestej ósmej minucie dokładne podanie z głębi pola od Manu dostał Michał Kucharczyk i pewnym strzałem doprowadził do remisu. Jeszcze przed przerwą drugą żółtą kartkę obejrzał Maciej Rybus i wydawało się, że druga połowa będzie miała przebieg bardzo zbliżony do pierwszej.

Nic bardziej mylnego. Gra w osłabieniu jeszcze bardziej zmobilizowała gospodarzy, którzy grali z niezwykłym poświęceniem, walecznością i ofiarnością. Lech sprawiał wrażenie uśpionego przewagą jednego zawodnika i wyglądało na to, że chce ten mecz wygrać na stojąco. W efekcie przez całe drugie czterdzieści pięć minut na boisku dominowała Legia, która raz po raz poważnie zagrażała bramce Jasmina Buricia. Wysiłki gospodarzy przyniosły efekt na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry - dośrodkowanie Tomasz Kiełbowicza z rzutu wolnego strzałem głową na bramkę zamienił Bruno Mezenga. 2:1 dla Legii!

Legia Warszawa wreszcie przełamała się w lidze, a trener Maciej Skorża mógł odetchnąć z ulga. W szatni gospodarzy panowała radość, a lechici chyba do końca nie wiedzieli jeszcze w jaki sposób udało im się przegrać wydawałoby się wygrany mecz. W efekcie sytuacja Lecha w tabeli robi się coraz trudniejsza, a w Warszawie wszyscy liczą, że wygrana nad mistrzem Polski jest początkiem nowej, bardziej imponującej, passy. 

WYDARZENIA KOLEJKI

Wygrana Pasów na otwarcie stadionu

Cracovia wróciła na stadion przy ulicy Kałuży i wygrała swój pierwszy mecz w sezonie. Wróciła to nie do końca adekwatne słowo - na miejscu dawnego stadionu powstał zupełnie nowy obiekt. Nowoczesny, z trybunami na piętnaście tysięcy miejsc. W sobotę zapełnił się w całości i w takich warunkach piłkarzom Cracovii niewątpliwie łatwiej było przełamać fatalną serię sześciu porażek z rzędu. Po golach Polczaka i Ślusarskiego Pasy pokonały Arkę 2:0. Czekamy na oddanie kolejnych nowych stadionów - w pierwszej kolejności będą to prawdopodobnie obiekty w Gdyni i Białymstoku. Dzięki nowoczesnej infrastrukturze przeciętny mecz w oczach widza zamienia się w dobry, a dobry w bardzo dobry...

Pogrom w Gdańsku

Aż 5:1 Lechia Gdańsk wygrała w meczu z Górnikiem Zabrze. Warto zauważyć, że był to drugi mecz pomiędzy tymi zespołami w odstępie kilku dni - we wtorek Lechia wyeliminowała zabrzan z rozgrywek Pucharu Polski. Oba mecze musiały popsuć nastroje w chwalonym do tej pory zespole Górnika. Trzeba zwrócić uwagę, że w sobotę to Lechia zagrała naprawdę dobre zawody i udowodniła, że może być groźna dla każdego w tej lidze, zwłaszcza przed własną publicznością. 

Orest Lenczyk we Wrocławiu

Przełamała się Legia, przełamała się Cracovia, trwa niemoc Śląska Wrocław. W piątek wrocławianie przegrali w Kielcach z Koroną i licznik porażek z rzędu wskazuje już pięć. W piątek trenerem Śląska już nie był Ryszard Tarasiewicz, a jeszcze nie był Orest Lenczyk. Prowadzony przez dotychczasowego asystenta Tarasiewicza zespół nie potrafił znaleźć recepty na dobrze zorganizowaną Koronę. W najbliższym czasie Śląsk czekają mecze z Wisłą Kraków i Polonią Warszawa, doświadczenie i kunszt Lenczyka z pewnością się mogą przydać.

SIÓDMA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 24
Średnia goli na mecz: 3,0

Suma żółtych kartek: 32
Suma czerwonych kartek: 4

Suma podyktowanych karnych: 1
Suma wykorzystanych karnych: 1

Suma widzów: 75 900
Średnia widzów: 9487

ZOBACZ RÓWNIEŻ

czwartek, 23 września 2010

Bez sensacji w Pucharze Polski

Wtorek i środa to dni, w które odbyły się mecze 1/16 finału Pucharu Polski. Był to pierwszy etap rozgrywek z udziałem wszystkich ekstraklasowych drużyn. Obyło się bez sensacji - w rywalizacjach między zespołami z ekstraklasy i spoza niej górą najczęściej były zespoły z najwyższej klasy rozgrywkowej - jedynie Polonia Bytom musiała uznać wyższość ŁKSu Łódź, a Arka Gdynia po dogrywce uległa ostrowieckiemu KSZO. W meczach pomiędzy zespołami z ekstraklasy Lechia pokonała Górnik, a Widzew wyeliminował Zagłębie Lubin. Najniżej sklasyfikowanym zespołem, który zagra w 1/8 finału jest drugoligowy OKS 1945 Olsztyn.


Zespoły z ekstraklasy najczęściej zakończyły swoje mecze sukcesem w postaci awansu, choć uwagę zwraca nadzwyczaj często padający wynik 0:1. Z jednej strony ekstraklasowicze chcieli przebrnąć przez 1/16 finału jak najmniejszym nakładem sił, z drugiej strony rozgrywki Pucharu Polski nadal nie cieszą się w kraju należytą renomą. Takie podejście musi dziwić zwłaszcza, że zdobycie pucharu to najkrótsza droga do europejskich rozgrywek.

Wyniki 1/16 finału Pucharu Polski:

Flota Świnoujście - Jagiellonia Białystok 0:1
Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Śląsk Wrocław 0:1
Pogoń Szczecin - Legia Warszawa 0:1
Concordia Piotrków Trybunalski - GKS Bełchatów 0:1
Łódzki KS - Polonia Bytom 3:0
Znicz Pruszków - Polonia Warszawa 0:1
Wigry Suwałki - Korona Kielce 0:2
GKS Tychy - Lech Poznań 0:1
Ruch Zdzieszowice - Ruch Chorzów 1:3
Dolcan Ząbki - Wisła Kraków 0:1
OKS 1945 Olsztyn - Odra Wodzisław Śląski 2:0
GKS Gorzów Wielkopolski - Cracovia 0:1
KSZO Ostrowiec Św. - Arka Gdynia 2:1 po dogrywce
Górnik Zabrze - Lechia Gdańsk 0:2
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Piast Gliwice 2:0
Widzew Łódź - Zagłębie Lubin 1:0 po dogrywce

Mecze 1/8 finału Pucharu Polski zostaną rozegrane 26 i 27 października.

wtorek, 21 września 2010

Trenerska karuzela nabiera rozpędu?

Jednym z niezmiennie stałych elementów rozgrywek polskiej ligi od lat są częste zmiany trenerów. Klub, który daje szkoleniowcowi popracować dłużej niż trzy sezony to w naszych ligowych warunkach niemal niespotykane dziwadło. Dorobiliśmy się trenerów, którzy specjalizują się w awansach do ekstraklasy, w utrzymaniu w lidze, trenerów - strażaków gaszących pożar na pokładzie. Wymiana trenera, najczęściej na takiego, który wcześniej nie poradził sobie w innym ligowym klubie, to dla klubowych włodarzy nadal najprostsze rozwiązanie kłopotów w ligowej tabeli.

Ekstraklasowy postanowił na bieżąco raportować zmiany na trenerskich stołkach. Tak, żeby dwutygodniowy wyjazd kibica na wakacje nie skutkował tym, że po powrocie będzie kompletnie zdezorientowany. Szczególnie płodna w materii zmian szkoleniowców jest runda wiosenna, ale niektórzy prezesi postanowili rozliczyć swoich pracowników już teraz. 

Po weekendowych meczach szóstej kolejki ekstraklasy szczególnie gorąco miało się zrobiłć we Wrocławiu, Warszawie i Krakowie. Z informacji napływających z obozu Śląska Wrocław wynika, że dni Ryszarda Tarasiewicza w tym klubie są już policzone i nie jest nawet pewne, czy ten trener poprowadzi drużynę jeszcze w spotkaniu siódmej kolejki z Koroną Kielce. Warto zauważyć, że Tarasiewicz jest póki co najdłużej zatrudnionym szkoleniowcem spośród obecnie pracujących w ekstraklasie - właśnie rozpoczął swój czwarty sezon przy Oporowskiej. W pewnym momencie szło mu na tyle dobrze, że sam zaczął głośno mówić o chęci poprowadzenia reprezentacji Polski. Od czasu ogłoszenia tej deklaracji wyniki i gra Śląska były już tylko coraz gorsze...

Grunt pod nogami ma tracić też Maciej Skorża - tak fatalnego startu w lidze nie spodziewał się przy Łazienkowskiej nikt. Przed Skorżą postawiono jednak również cele dalekosiężne, ale wróbelki ćwierkają, że w ich realizacji może przeszkodzić brak wyników w bieżącej pracy. Póki co sytuacja Skorży jest jeszcze dość stabilna - pytanie tylko, kiedy w końcu Legia się przełamie i jak duże pokłady cierpliwości posiadają w sobie zarządzający klubem. Ubiegły sezon udowodnił, że nie mają oporu przed zmianą szkoleniowca w trakcie trwania rozgrywek

Teoretycznie najtrudniejszą sytuację ma Rafał Ulatowski. Jego Cracovia przegrała pierwsze sześć spotkań i zanotowała najgorszy start, jaki komukolwiek przytrafił się w ekstraklasie w pierwszej dekadzie XXI wieku. Po piątkowej, szóstej z rzędu, porażce Ulatowski wziął na siebie odpowiedzialność za wyniki zespołu i oddał się do dyspozycji zarządu. Prezes Janusz Filipiak podjął decyzję szybko - trener zostaje. Jak na tym wyjdzie Cracovia i czy profesor nie będzie musiał swojej decyzji zmienić przekonamy się w najbliższych tygodniach.

Zmiany trenerów w polskiej ekstraklasie w sezonie 2010/2011:

1. Henryk Kasperczak (Wisła Kraków) - po dwóch porażkach z azerskim Karabachem i w konsekwencji odpadnięciu z rozgrywek Ligi Europejskiej, jeszcze przed inauguracją ekstraklasy. Tymczasowo zespół prowadził Tomasz Kulawik, od czwartej kolejki trenerem Wisły jest Robert Maaskant.

2. Jose Maria Bakero (Polonia Warszawa) - zwolniony po piątej kolejce, w której Polonia przegrała swój pierwszy mecz w sezonie. Jego następcą został Paweł Janas.

niedziela, 19 września 2010

Podsumowanie szóstej kolejki

W ekstraklasie nie ma już niepokonanych drużyn. Mimo porażki w Gdyni liderem ligowej tabeli nadal jest Jagiellonia Białystok. Pogłębia się kryzys drużyn z dołu tabeli - Cracovia przegrała szósty, Śląsk czwarty, a Legia trzeci raz z rzędu. W derbach Śląska Polonia Bytom lepsza od Ruchu Chorzów. Trwa fenomenalna passa Andrzeja Niedzielana - trafił do siatki w szóstym kolejnym meczu ekstraklasy!

MECZ KOLEJKI

Wisła Kraków - Korona Kielce


Najciekawiej zapowiadający się mecz szóstej serii spotkań to rywalizacja Lecha Poznań z Polonią Warszawa. Ze względu na otwierający Stadion Miejski koncert Stinga spotkanie zostało przełożone na dziesiątego listopada, a na miano najbardziej interesującego wyrósł mecz Wisły z Koroną.

Dla Białej Gwiazdy był to pierwszy mecz przy Reymonta od ponad roku. Wiślacy nie ukrywają radości z końca tułaczki po Sosnowcu i Nowej Hucie, Paweł Brożek grę na tych obiektach wskazuje nawet jako jeden z ważniejszych powodów utraty mistrzowskiego tytułu. Teraz ma być już tylko lepiej.

Piątkowy mecz był trzecim w roli trenera Wisły dla Roberta Maaskanta i pierwszym w nowym klubie dla Nourdina Boukhariego. Nowy zawodnik krakowskiego klubu był aktywny na boisku i pozostawił po sobie dobre wrażenie. Pierwsze czterdzieści pięć minut rozpoczęło się od przewagi gości, którzy nie tylko prowadzili grę, ale i stwarzali sobie dogodniejsze sytuacje strzeleckie. Akcjom Wisły brakowało składności, choć również potrafili zagrozić bramce Małkowskiego. Gospodarze wyszli na prowadzenie w momencie, gdy wydawało się, że przed przerwą gole już nie padną - w czterdziestej czwartej minucie precyzyjne dośrodkowanie Andresa Riosa wykończył celnym strzałem Paweł Brożek. Do przerwy 1:0 dla Wisły. 

Druga połowa podobnie jak pierwsza rozpoczęła się od ataków Korony Kielce. Już w czterdziestej siódmej minucie rzut wolny na bramkę zamienił Aleksandar Vuković - dobre, techniczne uderzenie okazało się zbyt trudne do obrony dla Milana Jovanicia. Kolejne minuty to dalsza przewaga Korony, która bardzo śmiało i pewnie poczynała sobie na boisku v-ce mistrza Polski. Mimo przewagi gości bramkę na 2:1 zdobyła Wisła - w siedemdziesiątej drugiej minucie Żurawski dograł do Brożka, ten trafił w słupek ale do z najbliższej odległości piłkę dobił Cezary Wilk, który latem sprowadzony został właśnie z kieleckiego klubu. Korona się nie załamała i zdołała jeszcze raz odrobić stratę - jedenaście minut później dośrodkował w pole karne Jacek Markiewicz, piłka spadła na głowę Andrzeja Niedzielana, a ten skierował ją do siatki. 2:2 i siódmy gol Niedzialana w szóstym ligowym meczu!

Piłkarze z Kielc byli zadowoleni z remisu w Krakowie, choć z przebiegu gry wynikało, że mogli pokusić się nawet o zwycięstwo. Dla podopiecznych Marcina Sasala najważniejsze jest, że umocnili swoją pozycję w czołówce ligowej tabeli i potwierdzili, że dobre wyniki w poprzednich meczach nie były przypadkiem. Przed Wisłą jeszcze sporo pracy, by powrócić do dyspozycji, do jakiej w ostatnich latach przyzwyczaiła swoich kibiców.


WYDARZENIA KOLEJKI

Siedem bramek w Łodzi!

Ostre strzelanie urządzili sobie piłkarze Widzewa Łódź i Śląska Wrocław, choć przyznać trzeba, że powody do zadowolenia mieli wyłącznie ci pierwsi. Widzew wygrał 5:2 i mając już większość najtrudniejszych meczów za sobą ma na koncie osiem punktów i siódme miejsce w tabeli. Prawdziwy popis w sobotnie popołudnie dali napastnicy łódzkiego klubu - wracający po kontuzji Marcin Robak popisał się hat -trickiem, a najlepszy strzelem zespołu Litwin Darvydas Šernas dołozył do tego kolejne dwa trafienia. Trzeba jednak też zauważyć, że wpływ na taki przebieg meczu miała błędna decyzja sędziego o przyznaniu gospodarzom rzutu karnego, po którym Widzew wyszedł na prowadzenie. Fakty są takie, że Śląsk przegrał czwarty kolejny mecz i sytuacja trenera Ryszarda Tarasiewicza robi się coraz trudniejsza.

Legia wciąż bezradna

Po zawirowaniach w środku tygodnia sobotni mecz Legii z Zagłębiem Lubin miał być pierwszym testem na słuszność działań Macieja Skorży. Trener warszawskiej jedenastki przetasował skład i rzeczywiście Legia rozegrała swój najlepszy mecz w tym sezonie. Najlepszy w sezonie, nie znaczy wcale dobry - to było za mało nawet na bardzo średnio dysponowane Zagłębie. Sześć punktów po sześciu kolejkach to wynik bardzo daleki od oczekiwań - kolejnych punktów i przełamania Legia będzie musiała szukać w prestiżowym meczu z Lechem Poznań. W międzyczasie rozegra jeszcze mecz 1/16 finału Pucharu Polski z Pogonią Szczecin.

Górnik na pudle!

Nieco w cieniu chwalonych jedenastek z Białegostoku, Bełchatowa i Kielc punkty zbiera Górnik Zabrze. Ze względu na historię nikt nie traktuje zabrzańskiej drużyny jako typowego beniaminka, ale dwanaście punktów i pozycja v-ce lidera jest sporą niespodzianką. W szóstej kolejce Górnik dzięki bramce Tomasza Zahorskiego pokonał przed własną publicznością GKS Bełchatów 1:0. W tej chwili zespół Adama Nawałki prezentuje się najsolidniej z trzech śląskich drużyn ekstraklasowych i jeśli dalej będzie grał równie konsekwentnie to wbrew przedsezonowym dywagacjom nie będzie musiał się martwić o ligowy byt. 


SZÓSTA  KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 18
Średnia goli na mecz: 2,57

Suma żółtych kartek: 17
Suma czerwonych kartek: 1

Suma podyktowanych karnych: 2
Suma wykorzystanych karnych: 2

Suma widzów: 60 600

piątek, 17 września 2010

Rudnevs show na Stadio Olimpico!

Skazywany na pożarcie Lech Poznań zremisował w Turynie z Juventusem 3:3! Przed meczem każdy w poznańskim obozie remis brałby w ciemno, choć z pewnością nikt nie przypuszczał, że uda się strzelić rywalowi aż trzy bramki, a po pół godzinie Kolejorz będzie prowadził już 2:0. Punkt na ciężkim terenie, hat-trick Rudnevsa i... niedosyt? Tego meczu polska piłka klubowa długo nie zapomni!



Mistrz Polski zagrał tak jak zapowiadał - bez zbędnych kompleksów i z pełną determinacją. Podopieczni Jacka Zielińskiego starali się jak najdłużej operować piłką zamiast wybijać ją na oślep. Stosowali pressing na rywalu. Taka gra szybko przyniosła efekty - najpierw Felipe Melo w akcie bezradności bezpardonowo ściął w polu karnym szarżującego Sławomira Peszkę. Chwilę później jedenastkę na bramkę zamienił Artjoms Rudnevs. 1:0 dla Kolejorza! Drugi gol padł w trzydziestej pierwszej minucie - w zamieszaniu podbramkowym najwięcej przytomności zachował Rudnevs i Lech prowadził już 2:0. Kluczowa dla przebiegu meczu okazała się ostatnia minuta doliczonego czasu gry w pierwszej połowie - Juventus wykorzystał błąd Arboledy i zdołał zdobyć kontaktową bramkę. Stało się jasne, że po przerwie Stara Dama rzuci się do odrabiania strat.

Wyrównanie przyszło już pięć minut po przerwie - ponownie do bramki Kotorowskiego trafił Chiellini. Po raz kolejny pretensje można było mieć też do Manuela Arboledy, który zazwyczaj stanowi najpewniejsze ogniwo w obronie Lecha. Juventus po przerwie grał dużo uważniej w obronie i zdecydowanie zaczął dominować nad poznaniakami. Pierwsze skrzypce grał Alex Del Piero, szczególnie wykonywane przez niego stałe fragmenty gry siały postrach w szeregach Mistrza Polski. To właśnie Del Piero w sześćdziesiątej ósmej minucie efektownym strzałem z dystansu wyprowadził Juve na prowadzenie. Wydawało się, że Kolejorz już się nie podniesie - gospodarze dominowali na boisku i mieli przewagę psychologiczną po tym jak odrobili dwubramkową stratę. Na boiskowe wydarzenia zareagował Jacek Zieliński wprowadzając na boisko najpierw Artura Wichniarka, a osiem minut później Jakuba Wilka i Joela Tshibambe. Na boisku wciąż pozostawał strzelec dwóch goli dla Lecha, więc w ostatnich minutach meczu Kolejorz posiadał na placu gry aż trzech napastników. Mistrzowie Polski odzyskali świeżość i raz po raz szarżowali pod bramką Mannigera - strzał Rudnevsa z osiemdziesiątej trzeciej minuty jeszcze minął bramkę Juve. Zmianę wyniku przyniosła dziewięćdziesiąta ddruga minuta - Artjoms Rudnevs huknął z dystansu, a piłka z impetem wpadła do włoskiej siatki! 3:3! Kolejorz chciał pójść za ciosem, ale sędzia zakończył mecz w momencie, gdy kolejna akcja Lecha zbliżyła się pod pole karne Juventusu. 

W czym tkwi klucz sukcesu Lecha Poznań? Przed meczem mówiło się, że Lech musi wystrzegać się błędów w defensywie - to się nie udało, dwie pierwsze bramki Juventus zdobył po wspólnych błędach Kotorowskiego i Arboledy. Podstawą tego dnia było psychiczne nastawienie - idealnie ujął to w pomeczowej wypowiedzi Peszko: "Nie przyjechaliśmy tu, żeby wymienić się koszulkami". Kolejorz zagrał bez strachu i szybko okazało się, że Felipe Melo traci głowę nie tylko w czasie mundialowych emocji. Ośmieszyć go i zmusić do faulu może równie dobrze Arjen Robben, jak i Sławomir Peszko. Prawdziwym bohaterem Lecha został łotewski napastnik Rudnevs - czy można sobie wyobrazić lepszą wizytówkę dla napastnika niż hat-trick w meczu z Juventusem? Dwudziestodwuletni Łotysz zagrał dla Lecha póki co ledwie sześć spotkań, ale zdobył w nich aż siedem bramek. Po wczorajszych popisach z pewnością trafił do notesu niejednego managera. 

Po losowaniu fazy grupowej Ligi Europejskiej panowała opinia, że każdy punkt zdobyty przez Lecha będzie sukcesem. Pierwszy na koncie już jest, za dwa tygodnie do Poznania przyjedzie Red Bull Salzburg i Kolejorz z pewnością znów zrobi wszystko, by na tym jednym punkciku się nie skończyło.

czwartek, 16 września 2010

Nowa Legia. O takiej marzyłeś?

Dziesięć milionów złotych wydane na nowych piłkarzy. Nowy trener uchodzący za najzdolniejszego w lidze. Nowy stadion, co prawda gotowy w 3/4, ale już oficjalnie otwarty. Po latach otwartego konfliktu porozumienie właścicieli klubu z kibicami. I co? I trzy porażki w pierwszych pięciu meczach oraz najmniej strzelonych goli w całej ekstraklasie. Przy Łazienkowskiej zawrzało.


We wtorek przez media przeszła wiadomość o skierowaniu do Młodej Ekstraklasy trzech piłkarzy pierwszej drużyny - Macieja Iwańskiego, Piotra Gizy i Jakuba Wawrzyniaka. O tym, że o karze nie decydowały względy sportowe świadczy już skład wyżej wymienionej trójki - Iwański był podstawowym zawodnikiem, powoływanym nawet do reprezentacji kraju, a Giza w tym sezonie pojawił się na boisku ledwie na trzy minuty. Zatem - bunt na pokładzie?

Z warszawskiego obozu docierają sygnały, że stosunki między nowymi zawodnikami a tymi, którzy są w Warszawie już od dłuższego czasu nie układają się idealnie. To właśnie rzekome lepsze traktowanie nowych piłkarzy było impulsem do buntu, na czele którego miał stać Iwański. Faktem jest, że były trener legionistów, Stefan Białas wskazywał wiosną na problem z atmosferą wewnątrz drużyny. Letnie wietrzenie szatni doprowadziło do tego, że nowym kapitanem Legii Warszawa został Ivica Vrdoljak. Niezwykle rzadko można spotkać się z sytuacją, gdy nowy piłkarz zostaje z marszu kapitanem, niemal niebywałe  gdy tam piłkarzem jest obcokrajowiec, dla którego do pierwszy kontrakt w danym kraju. Sytuacja, jakiej jesteśmy dziś świadkami to dowód na to, że sztuka prowadzenia drużyny Serbowi się nie powiodła.

Legia Warszawa to klub, który od zawsze wzbudzał skrajne emocje. Wokół tej drużyny trudno przejść obojętnie - jedni ją kochają, inni nienawidzą. Dzisiaj to ci drudzy mogą ITI podziękować, bo jeśli ktoś o takiej Legii marzył to z pewnością nie jej sympatycy. Tyle, że sezon nie kończy się dzisiaj, a potencjał kadrowy jaki zgromadzono przy Łazienkowskiej nie pozwala zbyt szybko przekreślać ostatecznych szans na sukces. Pewne jest tyle, że  w tej chwili Legia wygląda bardziej jak zlepek skłóconych indywidualności niż zespół. Stworzyć z tych ludzi drużynę - oto prawdziwe zadanie Macieja Skorży.

Czy działania trenera i zarządu przyniosą efekt przekonamy się w sobotę. Krytykowana za pierwsze mecze Legia jedzie do Lubina na mecz z Zagłębiem, które w tej chwili gra chyba najsłabszą piłkę w lidze. Okazja znakomita nie tylko do przełamania złej passy, ale i do przekonania się, czy aby na pewno wszyscy z eLką na sercu grają do tej samej bramki.

środa, 15 września 2010

Juventus Turyn - Lech Poznań

Niewątpliwą wiśnią na ekstraklasowym torcie jest w tej rundzie występ Lecha Poznań w fazie grupowej europejskich pucharów. Kolejorz nie zdołał awansować do Ligi Mistrzów, ale grupa do której trafił w Lidze Europejskiej swoim składem nie ustępuje atrakcyjnością niejednej z grup Champions League. Na początek - Juventus Turyn!


Juventus to klub, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Ograniczymy się zatem tylko do przedstawienia najważniejszych z osiągnięć włoskiego giganta: dwadzieścia siedem razy zdobyte Mistrzostwo Włoch (rekord kraju), dziewięć zdobytych Pucharów Włoch (rekord kraju), trzykrotnie zdobyty Puchar UEFA (rekord) oraz dwukrotny triumf w Pucharze Mistrzów przy pięciu porażkach w finale tych rozgrywek. 

Dzisiejszy Juventus to drużyna znajdująca się w przebudowie - miniony sezon był najgorszym w Serie A od kilkunastu lat, Stara Dama zakończyła go dopiero na siódmej pozycji. Nowym trenerem zespołu został Luigi Delneri, ale również ten sezon nie rozpoczął się dla Juve w wymarzony sposób - po pierwszych dwóch meczach Serie A na koncie zespołu jest ledwie jeden punkt po porażce z Bari i remisie z Sampdorią. W tym ostatnim meczu Juventus zagrał w następującym zestawieniu: Storari - Motta, Bonucci, Chiellini, De Ceglie - Krasic, Melo, Marchisio, Pepe - Del Piero, Quagiarella.

Kolejorz jest już w Turynie, podczas jutrzejszego meczu będzie mógł liczyć na wsparcie niemal półtora tysiąca swoich kibiców. Piłkarze Lecha zdają sobie sprawę z rangi spotkania i szansy, która przed nimi stoi. Mecze z zespołami tego kalibru co Juventus to esencja tego zawodu - trener Jacek Zieliński nie ukrywa, że mecze z takimi zespołami jak Juve czy Manchester City to przygoda, która zostanie w pamięci do końca życia. Poznaniacy polecieli do Turynu bez kontuzjowanych Jacka Kiełba i Tomasza Bandrowskiego, ale pewnie nawet ich obecność nie zmieniłaby oceny bukmacherów co do szans na zwycięstwo w tym meczu: za każdą złotówkę postawioną na wygraną Lecha można zarobić aż dziesięć złotych, przy czym triumf gospodarzy wyceniany jest na dwadzieścia groszy.

Z wypowiedzi zawodników Lecha Poznań wynika, że wyjdą na mecz pozbawieni kompleksów. Zdają sobie doskonale sprawę z tego, że doświadczenie wyniesione z takich spotkań jak jutrzejszy mecz w Turynie będzie procentowało w przyszłości. Na meczach z takimi rywalami jak Juventus Turyn po prostu nie można stracić. Celem dodania otuchy warto przypomnieć, że w poznańskim zespole jest ktoś, kto wie jak to się robi z Juve...


Początek meczu jutro o godzinie 19. Transmisja w TV 4.

wtorek, 14 września 2010

Jaga mistrz, Cracovia leci! Czyli o lidze po piątej kolejce

Po piątej kolejce przyszedł czas na pierwsze małe podsumowanie. Gratulacje zewsząd zbiera Jagiellonia, ganiona jest Cracovia, mieszane odczucia towarzyszą ocenom występów Legii, Wisły i Lecha. Przyjrzyjmy się temu, jak wyglądała ligowa tabela po pięciu kolejkach poprzedniego sezonu i zestawiając ją z tabelą końcową spójrzmy, czy na jej podstawie można było wyciągnąć jakieś daleko idące wnioski.














Niepokonana w lidze była Wisła Kraków, której ambicje podrażniła Levadia Tallin. Bardzo dobry start zanotował też Ruch Chorzów, który wygrał aż cztery z pierwszych pięciu spotkań. Gromy spadały na Zagłębie Lubin, które nie ugrało ani jedno oczka dając sobie wbić przy tym aż piętnaście goli. Niewiele lepiej wyglądała sytuacja GKS Bełchatów - dwa punkty na piętnaście możliwych do zdobycia wystawiało fatalne świadectwo drużynie, której potencjał oceniano znacznie wyżej. 














Ligę wygrał Lech Poznań, który po pięciu kolejkach miał na koncie już dwie porażki. Cóż z tego, skoro w pozostałych dwudziestu pięciu meczach przegrał ledwie raz? 

Czerwone latarnie po pięciu meczach zakończył sezon co najmniej przyzwoicie. GKS Bełchatów ostatecznie w tabeli był piąty,  Zagłębie Lubin dziesiąte, choć do ostatniej chwili liczyło się w walce o szóstą lokatę. Ligę opuściły jedenastki Odry Wodzisław i Piasta Gliwice, o których po pięciu meczach można było powiedzieć, że wystartowały przynajmniej przyzwoicie. Szczególnie Piast, który po pięciu kolejkach miał na koncie trzy wygrane - niestety, w pozostałych dwudziestu pięciu grach zdołał wygrać już tylko czterokrotnie. 

Po co to zestawienie? Na pewno nie po to, by deprecjonować osiągnięcia Jagiellonii Białystok. Warto jednak pamiętać, że pięć kolejek to zdecydowanie zbyt krótki czas, by wyrokować o rozstrzygnięciach ligi składającej się z trzydziestu serii gier. Ci, którzy koronowali Polonię Warszawa już po trzech tegorocznych występach wiedzą chyba o tym dziś najlepiej.

Zauważmy także inną prawidłowość - już drugi rok z rzędu kiepsko wystartował zespół prowadzony przez Rafała Ulatowskiego. Przed rokiem otrzymał on kredyt zaufania od włodarzy GKS i z pewnością go spłacił. Czy cierpliwości wystarczy w tym sezonie profesorowi Filipiakowi? Przecież o tym, że na dobre wyjść może również szybka zmiana trenera przekonuje choćby przykład zeszłorocznej czerwonej latarni po pięciu kolejkach - w Lubinie zdecydowano się zatrudnić Franciszka Smudę, którego pracę kontynuował później Marek Bajor i efekt również został osiągnięty.

Pięć kolejek to okres, po którym można snuć pierwsze rozważania na temat słuszności danych ruchów transferowych - choć i te wnioski nie będą jeszcze ostatecznymi. To czas dla trenerów na korektę ustawienia lub założeń taktycznych. Czas dla prezesów na zastanowienie się, czy cele wytyczone przed sezonem rzeczywiście były realne. Pamiętajmy jednak, że mamy za sobą dopiero szóstą część rozgrywek i jeszcze naprawdę wszystko może się zdarzyć.

niedziela, 12 września 2010

Podsumowanie piątej kolejki

Nowy lider to najważniejsza zmiana w ekstraklasowej tabeli po piątej kolejce. Polonię Warszawa na fotelu lidera zastąpiła Jagiellonia Białystok - ostatnia niepokonana jedenastka tego sezonu. Uwagę zwraca komplet zwycięstw śląskich drużyn - Polonia Bytom ograła Zagłębie Lubin, Górnik pokonał Cracovię, a Ruch okazał się lepszy od Legii Warszawa. Rumieńców nabiera walka o koronę króla strzelców - swoje kolejne bramki zdobyli Frankowski, Sernas oraz Rudnevs i wraz z Żewałakowem  mają już po cztery trafienia. Liderem jest Andrzej Niedzielan, który trafiał do bramki rywali w każdym dotychczasowym występie i ma na koncie już sześć bramek.

MECZ KOLEJKI

Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków

Po raz drugi z rzędu najciekawiej zapowiadało się spotkanie rozgrywane w Białymstoku. W poprzedniej kolejce Jaga pokonała mistrza Polski, w tej przyszło jej rywalizować z v-ce mistrzem, Wisłą Kraków.

Mecz rozpoczął się dwoma bardzo mocnymi akcentami - najpierw w czwartej minucie Maciej Żurawski precyzyjnie dośrodkował piłkę, którą strzałem głową do siatki Sandomierskiego skierował Paweł Brożek. Radość gości nie trwała długo - minutę później było już 1:1. Jarosław Lato wrzucił piłkę na dalszy słupek, gdzie skuteczną główką akcję wykończył Kamil Grosicki. Mecz mógł się podobać, toczył się w szybkim tempie, ale dogodniejsze okazje do objęcia prowadzenia mieli gospodarze, w szeregach których szczególnie aktywny ponownie był Grosicki. Wreszcie w czterdziestej pierwszej minucie Tomasz Frankowski został sfaulowany w polu karnym przez rozgrywającego słabe spotkanie Clebera i sędzia nie miał wątpliwości - wskazał na jedenasty metr. Rzut karny na bramkę zamienił sam poszkodowany zdobywając w ten sposób swoją czwartą bramkę w tym sezonie. 

Druga połowa również nie zawiodła kibiców. Wisła rozgrywała dobry mecz w ofensywie raz po raz zagrażając bramce Sandomierskiego, który jednak z pojedynków takich jak ten w sześćdziesiątej dziewiątej minucie z Patrykiem Małeckim wychodził zwycięsko. Pięć minut później bramkarz Wisły, Mariusz Pawełek faulował w sytuacji sam na sam Kamila Grosickiego za co sędzia słusznie usunął wiślaka z boiska.Goście nie ustawali jednak w próbach doprowadzenia do remisu - w osiemdziesiątej dziewiątej minucie piłka po strzale Małeckiego minimalnie minęła bramkę Jagiellonii, a jeszcze w doliczonym czasie gry Paweł Brożek uderzył w słupek.

Trzy punkty pozostały w Białymstoku. Jaga potwierdziła, że w bieżących rozgrywkach będzie groźna dla każdego, zwłaszcza na własnym boisku. Cztery zwycięstwa i jeden remis w pięciu meczach to imponujący bilans, który każe brać Jagę pod uwagę przynajmniej w kontekście gry o europejskie puchary. Natomiast Wisła po raz drugi w tym sezonie przegrała, choć zagrała swój najlepszy mecz tego lata. Po raz kolejny potwierdziło się, że duży potencjał ofensywny Białej Gwiazdy pozostaje nieco w cieniu rozbitej w letnim okienku transferowym obrony. Przed Maaskantem stoi zadanie uporządkowania defensywy Wisły - wtedy z pewnością jego zespół jest w stanie ponownie włączyć się do walki o najwyższe lokaty.

WYDARZENIA KOLEJKI

Pasiasta niemoc 

Pięć meczów - pięć porażek, czternaście straconych goli. Tak koszmarnego startu nie spodziewał się w Krakowie nikt. Bilans jest druzgocący, choć trudno nie mieć wrażenia, że zespół Rafała Ulatowskiego prześladuje w tym sezonie pech - naprawdę źle Cracovia zagrała tylko w Poznaniu. 

W sobotnie popołudnie Pasy podejmowały zespół Górnika Zabrze - mimo dwóch strzelonych bramek ponownie nie udało się zdobyć choćby punktu. Fatalnie spisywali się obrońcy Cracovii, którzy często pozostawiali napastników gości bez opieki nawet w okolicach pola karnego

Być może złą passę uda się przełamać po powrocie na stadion przy ulicy Kałuży. Kolejny domowy mecz Pasy rozegrają już na nowym obiekcie, a wcześniej zmierzą się jeszcze w Gdańsku z Lechią.

Przed Turynem Kolejorz znów zwycięski

Już w czwartek Lech Poznań rozpocznie rywalizację w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Pierwszym rywalem poznaniaków będzie Juventus Turyn. Wcześniej mistrz Polski musiał postarać się o wygraną w ligowym meczu we Wrocławiu - tym bardziej, że do tej pory Kolejorz zdobył w lidze ledwie pięć punktów. Zadanie zostało wykonane - Lech przywiózł do Poznania komplet oczek, choć swoją grą nie zachwycił. Śląsk Wrocław od początku grał z dużym poświęceniem i wolą walki, ale to poznaniacy strzelili pierwszą bramkę - piekielnie mocnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Sławomir Peszko. Wyrównanie przyniósł gospodarzom rzut karny, z którego podyktowaniem piłkarze Lecha długo nie mogli się pogodzić. Pretensje do arbitra miał również trener Jacek Zieliński, który po przerwie został wyrzucony przez sędziego na trybuny. Zwycięstwo mistrzowi Polski przyniosło trafienie Artjomsa Rudnevsa, który wyrósł na podstawowego napastnika poznańskiej drużyny. Warto odnotować kolejny dobry występ Marcina Kikuta oraz udany powrót do bramki Krzysztofa Kotorowskiego. Najsłabszym elementem sobotniego meczu był sędzia, pan Adam Lyczmański, którego najwyraźniej ekstraklasa przerasta.

W czwartek przed Lechem będzie stało zdecydowanie większe wyzwanie, ale wrocławskie zwycięstwo pozwoli udać się do Włoch w dobrych nastrojach i z głowami spokojniejszymi o rywalizację na krajowym podwórku.

Pierwsza porażka "Czarnych Koszul"

Polonia Warszawa podejmowała na własnym stadionie Koronę Kielce. Pierwsze trzy kolejki przyniosły podopiecznym Jose Marii Bakero komplet wygranych, czwarty mecz w Łodzi zakończył się remisem i... o dziwo prezes Wojciechowski zaczął publicznie zgłaszać pretensje do drużyny oraz sztabu szkoleniowego. Media spekulowały, że brak wygranej z Koroną może kosztować Bakero utratę posady, na którą już szykowany jest Paweł Janas. Stało się, Korona zwyciężyła przy Konwiktorskiej. Czy najbliższe godziny przyniosą w klubie trzęsienie ziemi? Pewne jest, że w takiej atmosferze niezwykle ciężko jest odnieść sukces.

CZWARTA KOLEJKA W LICZBACH

Liczba goli: 21
Średnia goli na mecz: 2,62

Suma żółtych kartek: 37
Suma czerwonych kartek: 2

Suma podyktowanych karnych: 3
Suma wykorzystanych karnych: 2

Suma widzów: 40 500

czwartek, 9 września 2010

Ekstraklasowa odskocznia?

Piłkarze z innych kontynentów nie wzbudzają już w polskiej ekstraklasie sensacji. Przyzwyczailiśmy się, że podczas każdego okienka transferowego dziesiątki piłkarzy z Ameryki Południowej i Afryki przyjeżdżają nad Wisłę, by przekonać miejscowych trenerów do własnych umiejętności. Większość spławiana jest niemal od razu. Jednak tego lata trafiło do ekstraklasy kilku piłkarzy, którym warto poświęcić chwilę uwagi. Bruno Mezenga, Alejandro Cabral, Cristian Diaz czy Andres Rios to piłkarze, którzy mają rzadko spotykane na naszych boiskach cv. Przybyli do Polski, by w Europie udowodnić swoją wartość i - choć nie każdy z nich mówi o tym otwarcie - poszukać szansy na szybki transfer na zachód. Jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłych narzekań na poziom naszych rozgrywek, więc cel latynosów wydawać może się absurdalny. Przyjrzymy się jednak, jak toczyły się losy ich poprzedników - obcokrajowców, którzy od gry w naszej lidze rozpoczynali swoją przygodę z europejską piłką.

Ze względu na to kryterium odpadają nam tacy zawodnicy jak Kalu Uche, który w ostatnich latach należał do pierwszoplanowych postaci Almerii z hiszpańskiej Primera Division czy Mauro Cantoro, który nad Wawelem znalazł swoje miejsce w przygodzie z piłką. Obaj trafili do Wisły z zachodnich zespołów - odpowiednio z rezerw Espanyolu oraz z włoskiej Ascoli. Pominiemy również pochodzącego z Burkina Faso obrońce nazwiskiem Moussa Ouatarra, który po udanym sezonie w Legii Warszawa znalazł zatrudnienie w 1. FC Kaiserslautern i od trzech lat radzi sobie tam przyzwoicie, ale do polskiej stolicy trafił po grze na francuskich boiskach. Podobnie jak Brazylijczyk Rodnei - świetnie zbudowany obrońca, który jeden sezon terminował w Jagiellonii Białystok, by w kolejnym podpisać kontrakt z Herthą Berlin. Tam grał mało, więc po roku przeniósł się do Kaiserslautern, gdzie jest klubowym kolegą Ouatarry. Tyle, że Rodnei do Białegostoku trafił z Wilna.

Pierwszym obcokrajowcem wypromowanym przez polską ligę był niewątpliwie Nigeryjczyk Kenneth Zeigbo. Trafił do Legii Warszawa w wieku dwudziestu lat, w debiutanckim sezonie w dwudziestu meczach strzelił pięć bramek i został sprzedany do włoskiej Venezii za imponującą kwotę 1,8 miliona dolarów. Zeigbo we Włoszech sobie nie poradził, choć nieco usprawiedliwiają go przewlekłe kontuzje. Próbował więc swoich sił w krajach arabskich, gdzie znów czarował na boisku. Po dwóch latach gry w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (28 goli w 37 meczach) wrócił do Włoch, gdzie grał w niższych klasach rozgrywkowych. Z pewnością nie o takiej karierze marzą dziś Mezenga, Cabral czy Diaz.

Osobną kategorię stanowią Emmanuel Olisadebe i Roger Guerreiro. Łączy ich to, że na polskich boiskach spisywali się na tyle dobrze, że złożono im propozycję gry w reprezentacji Polski. Obaj przyjęli w trybie nadzwyczajnym polskie obywatelstwo. Różni to, że Roger wcześniej próbował swoich sił w hiszpańskiej Celcie Vigo, a dla Olisedebe polska ziemia była pierwszą, po której stąpał w Europie.Gra w polskich barwach niewątpliwie wpłynęła na zainteresowanie klubów zagranicznych - szczególnie w przypadku Olisedebe, którego bramki w decydującym stopniu przyczyniły się do awansu Polski na mundial w Korei i Japonii. "Emsi" za 1,7 miliona dolarów trafił do Panathinaikosu Ateny, z którym zdobył dublet i grał w Lidze Mistrzów. Łącznie dla "Koniczynek" rozegrał siedemdziesiąt trzy mecze, w których strzelił dwadzieścia cztery gole. Później próbował jeszcze sił w Anglii (Portsmouth), ale ten etap jego kariery był zupełnie nieudany. Olisadebe odnalazł się w Chinach, gdzie zdobywa bramki w rozgrywkach ligowych od 2007 roku. Kierunek grecki wybrał również Roger, który kompletnie nie odnalazł się w AEK Ateny. Brazylijczyk z polskim paszportem ma jednak dopiero dwadzieścia osiem lat i być może będzie potrafił jeszcze odbudować swoją pozycję.

O tym, że przyjęcie polskiego obywatelstwa niekoniecznie musi w życiu pomóc przekonał się Batata. Brazylijczyk został sprowadzony do Polski w 1997 roku przez Antoniego Ptaka i większość swojej kariery związany był z klubami zarządzanymi przez tego biznesmena. Na pewnym etapie kariery, niejako również pod wpływem historii Olisedebe, pojawiały się informacje o możliwym przyznaniu Batacie polskiego paszportu i ewentualnej jego grze w reprezentacji Polski. Ostatecznie polskie dokumenty Batata otrzymał w 2006 roku, ale przyjmując je musiał zrzec się obywatelstwa brazylijskiego. Na skutek tej decyzji jest traktowany w Brazylii jako imigrant i nie może przebywać na jej terenie dłużej niż sześć miesięcy. Dziś Batata ma trzydzieści jeden lat i gra w drugoligowej Kotwicy Kołobrzeg. Nigdy nie zagrał w biało - czerwonych barwach.

Anonimowym piłkarzem w momencie przybycia do Polski nie był Hernan Rengifo. W peruwiańskiej ekstraklasie rozegrał sto czterdzieści sześć spotkań, strzelił pięćdziesiąt dziewięć bramek i został nawet królem strzelców tamtejszej ekstraklasy. W momencie podpisywania kontraktu z Lechem Poznań miał za sobą również debiut w reprezentacji Peru. Przyjeżdżając do Polski nie ukrywał, że zamierza dobrymi występami otworzyć sobie drogę na transfer do dobrego zachodniego klubu, najchętniej hiszpańskiego. W Lechu szybko przebił się do podstawowej jedenastki, łącznie w pięćdziesięciu dziewięciu meczach zdobył dla Kolejorza dwadzieścia cztery bramki. W 2008 roku został uznany najlepszym peruwiańskim piłkarzem grającym zagranicą. Rengifo miał wszystko, czego potrzeba do promocji - regularnie grał w reprezentacji, gdzie strzelał gole m.in. w meczach z Hiszpanią i Argentyną, z bardzo dobrej strony zaprezentował się również w europejskich pucharach - w sezonie 2008/2009 zdobył sześć goli w rozgrywkach Pucharu UEFA. Choć z Lechem rozstawał się w mało przyjemnych okolicznościach (zarzuty o brak zaangażowania) to wydawało się, że trafi do silniejszego zespołu niż cypryjska Omonia Nikozja. W czasie pierwszej rundy w barwach nowego klubu zagrał dziewięć razy, zdobył trzy gole i mógł świętować mistrzostwo Cypru. Z zainteresowaniem będziemy śledzić dalsze losy peruwiańskiego snajpera.

Analizę zakończymy najświeższymi przykładami na to, że również z polskiej ligi można trafić do solidnego europejskiego klubu. Mamy na myśli oczywiście byłych piłkarzy Wisły Kraków, którzy w tym okienku transferowym przenieśli się do Beneluxu.. Brazylijski obrońca Marcelo (wychowanek słynnego Santosu) po ledwie dwóch latach gry w Wiśle trafił do PSV Eindhoven za 3,5 miliona euro. Jest to najlepszy przykład na to, że do wielkiej piłki wystartować można nawet z polskiej ligi. Drugim piłkarzem, który spod Wawelu trafił do solidnego europejskiego klubu jest Junior Diaz. Reprezentant Kostaryki od sierpnia jest zawodnikiem belgijskiego Club Brugge.

Którą drogą podążą Mezenga, Cabral, Diaz i Rios? Zostaną w naszym kraju na dłużej, wypromują się na zachód czy może wrócą do ojczyzny z podkulonym ogonem? Przekonamy się niebawem.

środa, 8 września 2010

RAPORT! Ligowi kadrowicze (3)

Odbyły się kolejne mecze eliminacji Mistrzostw Europy, które odbędą się na polskich i ukraińskich stadionach. Swoje mecze w ramach eliminacji Pucharu Narodów Afryki rozgrywały również ekipy z Czarnego Lądu. Tradycyjnie już najwięcej piłkarzy polskiej ekstraklasy wybiegło na boisko w drużynie narodowej Litwy, dla której zwycięską bramkę w meczu z Czechami zdobył napastnik Widzewa Łódź, Darvydas Šernas. Kolejną bramkę dla Mołdawii zdobył również ofensywny pomocnik Cracovii, Alexandru Suvorov.  Swój towarzyski mecz rozegrała również reprezentacja Polski, która  w Krakowie podejmowała uczestnika czerwcowych Mistrzostw Świata - Australię. W międzypaństwowych meczach mogliśmy oglądać siedemnastu piłkarzy z polskiej ligi.


LIBERIA - ZIMBABWE 1:1

Clemence Matawu (Polonia Bytom) - do 86 minuty

BUŁGARIA - CZARNOGÓRA 0:1

Mladen Kascelan (Jagiellonia Białystok) - od 77 minuty

MALTA - ŁOTWA 0:2

Artjoms Rudnevs (Lech Poznań) - do 70 minuty

BIAŁORUŚ - RUMUNIA 0:0

Siergiej Kriwiec (Lech Poznań) - od 87 minuty

CZECHY - LITWA

Darvydas Šernas (Widzew Łódź) - do 65 minuty i gol
Mindaugas Panka (Widzew Łódź) -
Andrius Skerla (Jagiellonia Białystok) -
Tadas Kijanskas (Jagiellonia Białystok) -

SERBIA - SŁOWENIA 1:1

Andraż Kirm (Wisła Kraków) -do 89 minuty

WĘGRY - MOŁDAWIA 2:1

Alexandru Suvorov (Cracovia) - 90 minut i gol

POLSKA - AUSTRALIA 1:2

Grzegorz Wojtkowiak (Lech Poznań) - 90 minut
Sławomir Peszko (Lech Poznań) - do 75 minuty
Dariusz Pietrasiak (Polonia Warszawa) - do 70 minuty
Maciej Iwański (Legia Warszawa) - od 83 minuty
Euzebiusz Smolarek (Polonia Warszawa) - od 70 minuty
Kamil Grosicki (Jagiellonia Białystok) - od 75 minuty

PANAMA - TRYNIDAD I TOBAGO 3:0

Luis Henriquez (Lech Poznań) - od 53 minuty

ZOBACZ RÓWNIEŻ

RAPORT! Ligowi kadrowicze
RAPORT! Ligowi kadrowicze (2)

sobota, 4 września 2010

RAPORT! Ligowi kadrowicze (2)

W piątek i sobotę swoje mecze rozgrywały zespoły reprezentacyjne. Rozpoczęła się rywalizacja o udział w finałach Mistrzostw Europy w 2012 roku, a mająca zapewnioną w nich grę Polska podejmowała w meczu towarzyskim Ukrainę. Łącznie na boiskach całego świata - od Panamy po Mołdawię - wystąpiło czternastu piłkarzy polskiej ekstraklasy.



MOŁDAWIA - FINLANDIA 2:0

Alexandru Suvorov (Cracovia) - od 58 minuty, gol

ŁOTWA - CHORWACJA 0:3

Artjoms Rudnevs (Lech Poznań) - od 63 minuty

LITWA - SZKOCJA 0:0

Darvydas Šernas (Widzew Łódź) - do 81 minuty
Mindaugas Panka (Widzew Łódź) - 90 minut
Andrius Skerla (Jagiellonia Białystok) - 90 minut
Tadas Kijanskas (Jagiellonia Białystok) - 90 minut

SŁOWENIA - IRLANDIA PÓŁNOCNA 0:1

Andraż Kirm (Wisła Kraków) - do 75 minuty

PANAMA - KOSTARYKA 2:2

Luis Henriquez (Lech Poznań) - 90 minut

POLSKA - UKRAINA 1:1

Grzegorz Wojtkowiak (Lech Poznań) - 90 minut
Tomasz Bandrowski (Lech Poznań) - do 45 minuty
Maciej Iwański (Legia Warszawa) - do 64 minuty
Sławomir Peszko (Lech Poznań) - 90 minut
Maciej Rybus (Legia Warszawa) - od 84 minuty
Euzebiusz Smolarek (Polonia Warszawa) - od 87 minuty

ZOBACZ RÓWNIEŻ

RAPORT! Ligowi kadrowicze

piątek, 3 września 2010

Nerwowo u lidera

Mylił się ten, kto uważał, że prezes Wojciechowski zmienił swój stosunek do trenerów. Tylko w ubiegłym roku Polonię Warszawa prowadzili kolejno: Jacek Zieliński, Bogusław Kaczmarek, Jacek Grembocki, Dusan Radolsky, Michał Libich i wreszcie Jose Maria Bakero. Ten ostatni prowadzi Czarne Koszule od czternastej kolejki ubiegłego sezonu i wydawać by się mogło, że najgorsze już za nim. Przetrwał na stanowisku trenera słabszy okres w ubiegłych rozgrywkach, a w tych po wzmocnieniach składu Polonia jest liderem tabeli po trzech zwycięstwach i jednym remisie. Prezes Wojciechowski jest jednak nieprzewidywalny - ten jeden remis do tego stopnia go zbulwersował, że postanowił  znów wziąć sprawy w swoje ręce.

Dla Wojciechowskiego to nic nowego. Przed rokiem Bogusław Kaczmarek stracił pracę po pięciu meczach - czterech wygranych i jednym remisie. Mając w pamięci te dokonania prezesa media wczoraj już od rana przewidywały, że to może być ostatni dzień pracy Bakero przy Konwiktorskiej. Do zwolnienia nie doszło. Brawo? No nie do końca...

"Żółta kartka dla Bakero" - ogłosił Wojciechowski po remisie w Łodzi. Niedługo później dowiedzieliśmy się o nowym pomyśle prezesa na to w jaki sposób trener Bakero będzie teraz ustalał meczowy skład: "Przekażemy mu z panem Janasem, jakiego ustawienia oczekujemy. Oczywiście trener może się nie podporządkować, ale ale wtedy jego kariera w Polonii będzie bardzo krótka. Po coś w końcu trzymam Janasa".

Sprawdza się scenariusz, który ekstraklasowy! nakreślił już w przedsezonowych przewidywaniach klik! Los Hiszpana wydaje się być przesądzony - nowym trenerem Polonii Warszawa zostanie Paweł Janas. Pytanie tylko jak na wygłaszane przez prezesa w mediach rewelacje zareaguje sam trener? Godząc się na podsuwane kartki z ustawieniem i składem nastawi na szwank swój trenerski autorytet. W przeciwnym razie straci pracę. Wszystkie drogi prowadzą do jednego zakończenia - przygoda Bakero z Polonią jest na finiszu. Być może po rozwiązaniu kontraktu Hiszpan będzie miał coś interesującego do powiedzenia polskim dziennikarzom na temat panujących przy Konwiktorskiej zwyczajów...