
Cała czwórka to najbogatsze zespoły polskiej ekstraklasy. W letniej przerwie między rozgrywkami szczególnie warszawskie kluby odważnie wydawały miliony złotych na nowych piłkarzy. Efekt jest daleki od oczekiwanego, choć na ostateczne oceny czas przyjdzie oczywiście dopiero w maju. Nic jeszcze nie stoi na przeszkodzie, by walka o tytuł rozstrzygnęła się między wyżej wspomnianą czwórką. Ale jedenaście punktów straty Mistrza Polski do lidera ekstraklasy musi przynajmniej niepokoić.
Wydaje się, że problem każdej z drużyn jest inny. Trudno uważać, że Lech Poznań nie ma potencjału na walkę o tytuł mistrzowski. Oczywiście ma, co udowodnił poprzedni sezon i co potwierdza tegoroczny start w europejskich pucharach. Zastępujący zawieszonego na dwa mecze Zielińskiego trener Kuźma po przegranym meczu w Bełchatowie nie bał się powiedzieć, że drużynie w drugiej połowie brakowało sił. Faktycznie, o ile przed przerwą lechici byli stroną przeważającą o tyle w drugiej połowie wynik 1:0 dla gospodarzy był najniższym wymiarem kary. Dlaczego tak się dzieje? Swoją teorię na ten temat mają kibice z Poznania, którzy po niedzielnym meczu głośno dali wyraz przypuszczeniu, że piłkarze angażują się w europejskie puchary w znacznie większym stopniu niż w rozgrywki ligowe. Lech wciąż pozostaje drużyną, która jest w stanie pokonać w ekstraklasie każdego i wszędzie. Tyle, że potrzebuje do tego pełnej determinacji i sił w nogach. Jedenaście punktów straty do Jagiellonii to dużo, nawet biorąc pod uwagę zaległy mecz z Polonią. Oby w momencie, gdy Kolejorz się przebudzi nie było już za późno.
W drużynach Polonii i Wisły szybko zdecydowano się na zmianę szkoleniowców. Kasperczak wyleciał z Białej Gwiazdy jeszcze przed startem ligi, po klęsce z Karabachem. Bakero opuszczał Czarne Koszule po pierwszej porażce drużyny w sezonie, mając na koncie dziewięć punktów w czterech meczach. Właściciele zatrudnili nowych trenerów, ale póki co efekty ich działań nie rzucają na kolana. Polonia od czasu odejścia Hiszpana nie zdołała wygrać meczu w lidze, a Wisła pod wodzą Maaskanta zwyciężyła tylko raz. Warto jednak zwrócić uwagę, że obu trenerów dzielą cele, które przed nimi stoją. Prezes Wojciechowski oczekuje sukcesów Polonii tu i teraz, a przed holenderskim trenerem Wisły stoi wyzwanie bardziej długoterminowe. Na sukces w postaci awansu do Ligi Mistrzów właściciel klubu jest w stanie czekać dwa lata. Wydaje się to rozsądne, zwłaszcza mając na uwadze, że defensywa Wisły latem została praktycznie w całości wyprzedana.
Najtrudniejsza jest sytuacja w Legii, gdzie latem postawiono na całkowitą przebudowę drużyny, która kompletnie zawiodła w zeszłym sezonie. Zainwestowano dziesięć milionów złotych na nowych piłkarzy, zatrudniono młodego i zdolnego trenera, który już ma na koncie spore sukcesy, a efekt jest taki, że w pierwszych ośmiu meczach Legia aż pięć razy schodziła z boiska pokonana. Coraz częściej podważa się sens sprowadzenia do Warszawy Antolovicia, Kneżevicia czy Cabrala. Celem Legii Warszawa co roku jest mistrzostwo Polski, tak jest i w tym sezonie. W tej chwili wygląda jednak na to, że tak jak drużyny nie było w zeszłym sezonie, tak nie uda się jej skleić w najbliższym czasie. Euforię po zwycięstwie nad Lechem zgasiła Lechia Gdańsk wywożąc z Warszawy wygraną 3:0.
Ostatni równie nietypowy sezon to rozgrywki 2006/2007. Świetnie wystartował wówczas GKS Bełchatów, eksperci co kolejkę stawiali, że ich seria skończy się właśnie w tej chwili, a tymczasem bełchatowianie do końca sezonu bili się o tytuł z... Zagłębiem Lubin. Czy w tym sezonie czeka nas powtórka z rozrywki? Przedsezonowi faworyci gdzieś w środku stawki, a walka o mistrzostwo między dajmy na to Jagiellonią a Koroną? Pewne jest to, że w tym sezonie poziom jest równy jak w żadnym innym. Nie ma już wyniku, który byłby uznany za sensacyjny. Skazywana przed sezonem na spadek Polonia Bytom wywozi remis z Konwiktorskiej, Lechia Gdańsk pakuje trzy bramki przy Łazienkowskiej. Zniknął niepotrzebny strach i respekt przed rywalem, który straszy najczęściej tylko nazwą. To sprawia, że ósma kolejka może wcale nie być wyjątkiem. A to z kolei szansa dla fanów zakładów bukmacherskich. Gdyby ktoś w piątek postawił 10 zł na remisy Wisły i Polonii oraz porażki Legii i Lecha w niedzielny wieczór odbierałby 1378 zł i 26 groszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz