Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

czwartek, 9 września 2010

Ekstraklasowa odskocznia?

Piłkarze z innych kontynentów nie wzbudzają już w polskiej ekstraklasie sensacji. Przyzwyczailiśmy się, że podczas każdego okienka transferowego dziesiątki piłkarzy z Ameryki Południowej i Afryki przyjeżdżają nad Wisłę, by przekonać miejscowych trenerów do własnych umiejętności. Większość spławiana jest niemal od razu. Jednak tego lata trafiło do ekstraklasy kilku piłkarzy, którym warto poświęcić chwilę uwagi. Bruno Mezenga, Alejandro Cabral, Cristian Diaz czy Andres Rios to piłkarze, którzy mają rzadko spotykane na naszych boiskach cv. Przybyli do Polski, by w Europie udowodnić swoją wartość i - choć nie każdy z nich mówi o tym otwarcie - poszukać szansy na szybki transfer na zachód. Jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłych narzekań na poziom naszych rozgrywek, więc cel latynosów wydawać może się absurdalny. Przyjrzymy się jednak, jak toczyły się losy ich poprzedników - obcokrajowców, którzy od gry w naszej lidze rozpoczynali swoją przygodę z europejską piłką.

Ze względu na to kryterium odpadają nam tacy zawodnicy jak Kalu Uche, który w ostatnich latach należał do pierwszoplanowych postaci Almerii z hiszpańskiej Primera Division czy Mauro Cantoro, który nad Wawelem znalazł swoje miejsce w przygodzie z piłką. Obaj trafili do Wisły z zachodnich zespołów - odpowiednio z rezerw Espanyolu oraz z włoskiej Ascoli. Pominiemy również pochodzącego z Burkina Faso obrońce nazwiskiem Moussa Ouatarra, który po udanym sezonie w Legii Warszawa znalazł zatrudnienie w 1. FC Kaiserslautern i od trzech lat radzi sobie tam przyzwoicie, ale do polskiej stolicy trafił po grze na francuskich boiskach. Podobnie jak Brazylijczyk Rodnei - świetnie zbudowany obrońca, który jeden sezon terminował w Jagiellonii Białystok, by w kolejnym podpisać kontrakt z Herthą Berlin. Tam grał mało, więc po roku przeniósł się do Kaiserslautern, gdzie jest klubowym kolegą Ouatarry. Tyle, że Rodnei do Białegostoku trafił z Wilna.

Pierwszym obcokrajowcem wypromowanym przez polską ligę był niewątpliwie Nigeryjczyk Kenneth Zeigbo. Trafił do Legii Warszawa w wieku dwudziestu lat, w debiutanckim sezonie w dwudziestu meczach strzelił pięć bramek i został sprzedany do włoskiej Venezii za imponującą kwotę 1,8 miliona dolarów. Zeigbo we Włoszech sobie nie poradził, choć nieco usprawiedliwiają go przewlekłe kontuzje. Próbował więc swoich sił w krajach arabskich, gdzie znów czarował na boisku. Po dwóch latach gry w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (28 goli w 37 meczach) wrócił do Włoch, gdzie grał w niższych klasach rozgrywkowych. Z pewnością nie o takiej karierze marzą dziś Mezenga, Cabral czy Diaz.

Osobną kategorię stanowią Emmanuel Olisadebe i Roger Guerreiro. Łączy ich to, że na polskich boiskach spisywali się na tyle dobrze, że złożono im propozycję gry w reprezentacji Polski. Obaj przyjęli w trybie nadzwyczajnym polskie obywatelstwo. Różni to, że Roger wcześniej próbował swoich sił w hiszpańskiej Celcie Vigo, a dla Olisedebe polska ziemia była pierwszą, po której stąpał w Europie.Gra w polskich barwach niewątpliwie wpłynęła na zainteresowanie klubów zagranicznych - szczególnie w przypadku Olisedebe, którego bramki w decydującym stopniu przyczyniły się do awansu Polski na mundial w Korei i Japonii. "Emsi" za 1,7 miliona dolarów trafił do Panathinaikosu Ateny, z którym zdobył dublet i grał w Lidze Mistrzów. Łącznie dla "Koniczynek" rozegrał siedemdziesiąt trzy mecze, w których strzelił dwadzieścia cztery gole. Później próbował jeszcze sił w Anglii (Portsmouth), ale ten etap jego kariery był zupełnie nieudany. Olisadebe odnalazł się w Chinach, gdzie zdobywa bramki w rozgrywkach ligowych od 2007 roku. Kierunek grecki wybrał również Roger, który kompletnie nie odnalazł się w AEK Ateny. Brazylijczyk z polskim paszportem ma jednak dopiero dwadzieścia osiem lat i być może będzie potrafił jeszcze odbudować swoją pozycję.

O tym, że przyjęcie polskiego obywatelstwa niekoniecznie musi w życiu pomóc przekonał się Batata. Brazylijczyk został sprowadzony do Polski w 1997 roku przez Antoniego Ptaka i większość swojej kariery związany był z klubami zarządzanymi przez tego biznesmena. Na pewnym etapie kariery, niejako również pod wpływem historii Olisedebe, pojawiały się informacje o możliwym przyznaniu Batacie polskiego paszportu i ewentualnej jego grze w reprezentacji Polski. Ostatecznie polskie dokumenty Batata otrzymał w 2006 roku, ale przyjmując je musiał zrzec się obywatelstwa brazylijskiego. Na skutek tej decyzji jest traktowany w Brazylii jako imigrant i nie może przebywać na jej terenie dłużej niż sześć miesięcy. Dziś Batata ma trzydzieści jeden lat i gra w drugoligowej Kotwicy Kołobrzeg. Nigdy nie zagrał w biało - czerwonych barwach.

Anonimowym piłkarzem w momencie przybycia do Polski nie był Hernan Rengifo. W peruwiańskiej ekstraklasie rozegrał sto czterdzieści sześć spotkań, strzelił pięćdziesiąt dziewięć bramek i został nawet królem strzelców tamtejszej ekstraklasy. W momencie podpisywania kontraktu z Lechem Poznań miał za sobą również debiut w reprezentacji Peru. Przyjeżdżając do Polski nie ukrywał, że zamierza dobrymi występami otworzyć sobie drogę na transfer do dobrego zachodniego klubu, najchętniej hiszpańskiego. W Lechu szybko przebił się do podstawowej jedenastki, łącznie w pięćdziesięciu dziewięciu meczach zdobył dla Kolejorza dwadzieścia cztery bramki. W 2008 roku został uznany najlepszym peruwiańskim piłkarzem grającym zagranicą. Rengifo miał wszystko, czego potrzeba do promocji - regularnie grał w reprezentacji, gdzie strzelał gole m.in. w meczach z Hiszpanią i Argentyną, z bardzo dobrej strony zaprezentował się również w europejskich pucharach - w sezonie 2008/2009 zdobył sześć goli w rozgrywkach Pucharu UEFA. Choć z Lechem rozstawał się w mało przyjemnych okolicznościach (zarzuty o brak zaangażowania) to wydawało się, że trafi do silniejszego zespołu niż cypryjska Omonia Nikozja. W czasie pierwszej rundy w barwach nowego klubu zagrał dziewięć razy, zdobył trzy gole i mógł świętować mistrzostwo Cypru. Z zainteresowaniem będziemy śledzić dalsze losy peruwiańskiego snajpera.

Analizę zakończymy najświeższymi przykładami na to, że również z polskiej ligi można trafić do solidnego europejskiego klubu. Mamy na myśli oczywiście byłych piłkarzy Wisły Kraków, którzy w tym okienku transferowym przenieśli się do Beneluxu.. Brazylijski obrońca Marcelo (wychowanek słynnego Santosu) po ledwie dwóch latach gry w Wiśle trafił do PSV Eindhoven za 3,5 miliona euro. Jest to najlepszy przykład na to, że do wielkiej piłki wystartować można nawet z polskiej ligi. Drugim piłkarzem, który spod Wawelu trafił do solidnego europejskiego klubu jest Junior Diaz. Reprezentant Kostaryki od sierpnia jest zawodnikiem belgijskiego Club Brugge.

Którą drogą podążą Mezenga, Cabral, Diaz i Rios? Zostaną w naszym kraju na dłużej, wypromują się na zachód czy może wrócą do ojczyzny z podkulonym ogonem? Przekonamy się niebawem.

2 komentarze:

  1. Wniosek taki, że wybić się można nawet z polskiej ligi, a co dalej to już indywidualna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie wygląda na to, że legijni latynosi po rocznym wypożyczeniu wrócą tam skąd przyszli ;)

    OdpowiedzUsuń