Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

piątek, 17 września 2010

Rudnevs show na Stadio Olimpico!

Skazywany na pożarcie Lech Poznań zremisował w Turynie z Juventusem 3:3! Przed meczem każdy w poznańskim obozie remis brałby w ciemno, choć z pewnością nikt nie przypuszczał, że uda się strzelić rywalowi aż trzy bramki, a po pół godzinie Kolejorz będzie prowadził już 2:0. Punkt na ciężkim terenie, hat-trick Rudnevsa i... niedosyt? Tego meczu polska piłka klubowa długo nie zapomni!



Mistrz Polski zagrał tak jak zapowiadał - bez zbędnych kompleksów i z pełną determinacją. Podopieczni Jacka Zielińskiego starali się jak najdłużej operować piłką zamiast wybijać ją na oślep. Stosowali pressing na rywalu. Taka gra szybko przyniosła efekty - najpierw Felipe Melo w akcie bezradności bezpardonowo ściął w polu karnym szarżującego Sławomira Peszkę. Chwilę później jedenastkę na bramkę zamienił Artjoms Rudnevs. 1:0 dla Kolejorza! Drugi gol padł w trzydziestej pierwszej minucie - w zamieszaniu podbramkowym najwięcej przytomności zachował Rudnevs i Lech prowadził już 2:0. Kluczowa dla przebiegu meczu okazała się ostatnia minuta doliczonego czasu gry w pierwszej połowie - Juventus wykorzystał błąd Arboledy i zdołał zdobyć kontaktową bramkę. Stało się jasne, że po przerwie Stara Dama rzuci się do odrabiania strat.

Wyrównanie przyszło już pięć minut po przerwie - ponownie do bramki Kotorowskiego trafił Chiellini. Po raz kolejny pretensje można było mieć też do Manuela Arboledy, który zazwyczaj stanowi najpewniejsze ogniwo w obronie Lecha. Juventus po przerwie grał dużo uważniej w obronie i zdecydowanie zaczął dominować nad poznaniakami. Pierwsze skrzypce grał Alex Del Piero, szczególnie wykonywane przez niego stałe fragmenty gry siały postrach w szeregach Mistrza Polski. To właśnie Del Piero w sześćdziesiątej ósmej minucie efektownym strzałem z dystansu wyprowadził Juve na prowadzenie. Wydawało się, że Kolejorz już się nie podniesie - gospodarze dominowali na boisku i mieli przewagę psychologiczną po tym jak odrobili dwubramkową stratę. Na boiskowe wydarzenia zareagował Jacek Zieliński wprowadzając na boisko najpierw Artura Wichniarka, a osiem minut później Jakuba Wilka i Joela Tshibambe. Na boisku wciąż pozostawał strzelec dwóch goli dla Lecha, więc w ostatnich minutach meczu Kolejorz posiadał na placu gry aż trzech napastników. Mistrzowie Polski odzyskali świeżość i raz po raz szarżowali pod bramką Mannigera - strzał Rudnevsa z osiemdziesiątej trzeciej minuty jeszcze minął bramkę Juve. Zmianę wyniku przyniosła dziewięćdziesiąta ddruga minuta - Artjoms Rudnevs huknął z dystansu, a piłka z impetem wpadła do włoskiej siatki! 3:3! Kolejorz chciał pójść za ciosem, ale sędzia zakończył mecz w momencie, gdy kolejna akcja Lecha zbliżyła się pod pole karne Juventusu. 

W czym tkwi klucz sukcesu Lecha Poznań? Przed meczem mówiło się, że Lech musi wystrzegać się błędów w defensywie - to się nie udało, dwie pierwsze bramki Juventus zdobył po wspólnych błędach Kotorowskiego i Arboledy. Podstawą tego dnia było psychiczne nastawienie - idealnie ujął to w pomeczowej wypowiedzi Peszko: "Nie przyjechaliśmy tu, żeby wymienić się koszulkami". Kolejorz zagrał bez strachu i szybko okazało się, że Felipe Melo traci głowę nie tylko w czasie mundialowych emocji. Ośmieszyć go i zmusić do faulu może równie dobrze Arjen Robben, jak i Sławomir Peszko. Prawdziwym bohaterem Lecha został łotewski napastnik Rudnevs - czy można sobie wyobrazić lepszą wizytówkę dla napastnika niż hat-trick w meczu z Juventusem? Dwudziestodwuletni Łotysz zagrał dla Lecha póki co ledwie sześć spotkań, ale zdobył w nich aż siedem bramek. Po wczorajszych popisach z pewnością trafił do notesu niejednego managera. 

Po losowaniu fazy grupowej Ligi Europejskiej panowała opinia, że każdy punkt zdobyty przez Lecha będzie sukcesem. Pierwszy na koncie już jest, za dwa tygodnie do Poznania przyjedzie Red Bull Salzburg i Kolejorz z pewnością znów zrobi wszystko, by na tym jednym punkciku się nie skończyło.

4 komentarze:

  1. Faktycznie - emocji było co nie miara ;)
    Ja mówiłem że KOLEJORZ wygra, byłem blisko, ale kiedy było 3-2 wiedziałem, że jeszcze się wynik zmieni na korzyść Lecha - ale, że w takim stylu to nie wiedziałem. Trzymali chłopaki poziom, a w pierwszej połowie wyglądało jakby to Juve grało w niebieskich koszulkach ;)
    Niedosyt jest, ale wiemy chyba że to już przesada ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do meczu - owszem, można czuć niedosyt, bo Lech był drużyną momentami dużo lepszą od Juventusu. W Poznaniu będzie bardzo ciekawie.
    Co do baneru na górze - bardzo dobry, ale czy nie za duży? :) poza tym widzę, że rozwijasz bloga, tak trzymaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kotor, Arboleda i ich niezdecydowanie oraz nonszalancja z jednej strony, kontra włoskie gierki na cwaniackie podszczypywanie rywala plus arbiter, który się dawał na to nabierać; z przeciwnej. Czy niedosyt? Może niewielki... że sędzia nie pozwolił 'dograć' akcji Lechowi do końca. We Lwowie ta właśnie sytuacja powtórzyła się dwie godziny później - 0:2 dla Dortmundu, potem 3:2 dla gospodarzy, by w 90 i 94 zmienić wynik na 3:4 dla gości. Znajome? Pomijając jednak gdybania, wolę poruszyć kwestię życzeniową: oby był to mecz otwarcia dla równej, ustabilizowanej i wysokiej formy Kolejorza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ktoś pochwali Kikuta? :) Chłopak naprawdę zagrał wyjątkowo dobrze. Coraz ładniejsza oprawa bloga. :)

    OdpowiedzUsuń