Cytat tygodnia

CYTAT TYGODNIA:
To dla nas zimny prysznic, ale może lepiej przegrać raz 0:5 niż pięć razy po 0:1.
Marek Saganowski, napastnik ŁKS Łódź po meczu ŁKS - Lech (0:5)

piątek, 27 sierpnia 2010

Zwycięstwo Bełchatowa w stolicy!

Czwarta kolejka ekstraklasy jest ostatnią przed dwutygodniową przerwą w związku z meczami reprezentacji. Piątkowe mecze nie rozczarowały, szczególnie wieczorny mecz Legii z GKSem mógł podobać się nawet bardziej wybrednym kibicom.

Mecz przy Łazienkowskiej rozpoczął się od minuty ciszy poświęconej pamięci Kazimierza Deyny, którego dwudziesta pierwsza rocznica śmierci przypada na przyszły tydzień. Grę zainicjowała Legia i już pierwsza akcja mogła przynieść jej bramkę, ale strzał Manu minął bramkę Sapeli. Jednak im dłużej trwał mecz tym trudniej przychodziło gospodarzom stwarzanie sytuacji bramkowych. Bełchatów był bardzo dobrze zorganizowany , stosował mocny pressing i sprawnie rozgrywał piłkę. W dwunastej minucie piłkę w pole karne wrzucił Tomasz Wróbel, a strzałem głową w siatce umieścił ją Marcin Żewłakow. Zdobyta bramka bynajmniej nie spowodowała obrony Częstochowy w wykonaniu gości. Wręcz przeciwnie - GKS konsekwentnie grał swoje i stwarzał sobie kolejne dobre okazje do zdobycia gola. W odstępie trzech minut dwie kapitalne okazje wypracował Janusz Gol - najpierw precyzyjnym podaniem obsłużył Macieja Małkowskiego, który minął Antolovicia, ale minimalnie przestrzelił. Chwilę później kolejne dobre podanie Gola dotarło do Marcina Żewłakowa, któremu pozostało dostawić nogi i skierować piłkę do siatki - niestety dla podopiecznych Macieja Bartoszka zabrakło mu dosłownie kilku centymetrów. Na boiskowe wydarzenia zareagował Maciej Skorża. Trener Legii zdjął z boiska Ariela Borysiuka, a wprowadził na nie Bruno Mezenge. Efekt był jednak odwrotny od zamierzonego - Legia nie stała się groźniejsza z przodu, a brak w środku pola Borysiuka spowodował jeszcze większą przewagę gości w tej strefie boiska. Trzydziesta minuta przyniosła drugą bramkę dla GKSu - ponownie wrzucał Wróbel, ponownie głową trafił Żewłakow. Końcówka pierwszej połowy mogła przynieść gościom trzecią bramkę, ale strzał Poźniaka wybronił bramkarz Legii.

Pierwsza połowa była popisem gry Bełchatowa, który rozegrał swoje najlepsze czterdzieści pięć minut w tym sezonie. Po przerwie mecz nadal stał na przyzwoitym poziomie, a tempo gry pozostawało wysokie. Goście nadal stosowali pressing, a samo spotkanie zmieniło się nieco w mecz walki. Podopieczni Bartoszka oddali pole gospodarzom, ale wciąż można było mieć wrażenie, że kontrolują wydarzenia na boisku. Wynik nie uległ już zmianie i pierwsza spora niespodzianka w tej kolejce stała się faktem.

Legia Warszawa po dość szczęśliwych wygranych z Cracovią i Śląskiem przegrała swój drugi mecz w tym sezonie i trener Skorża z pewnością będzie miał nad czym pracować w czasie najbliższych dwóch tygodni. Z kolei GKS Bełchatów wyrasta na największą niespodziankę początku sezonu - dość poważnie osłabiony latem zespół, który prowadzi niedoświadczony szkoleniowiec typowany był do walki o utrzymanie w lidze, a tymczasem po czterech kolejkach zadomowił się na ligowym podium.

We wcześniejszym piątkowym meczu Korona Kielce grała z Cracovią. Obie drużyny zakończyły to spotkanie dokładnie tak jak trzy poprzednie - znów bramkę dla Korony strzelił Andrzej Niedzielan, a Cracovia znów przegrała. Czwarta z rzędu porażka mocno psuje atmosferę wokół klubu spod Wawela, gdzie przedsezonowe zapowiedzi mówiły nawet o walce o górną połówkę tabeli. 

Zwracają uwagę kolejne bramki weteranów. Zarówno Marcin Żewłakow jak i Andrzej Niedzielan mają na swoim koncie już po cztery trafienia, a przecież przed sezonem w mediach zdecydowanie głośniej było o innych doświadczonych napastnikach, którzy mieli być ozdobą naszej ligi. Wichniarek i Żurawski wciąż jednak czekają na pierwsze w tym sezonie trafienia, a Żewłak i Wtorek przewodzą w strzeleckiej klasyfikacji.

1 komentarz:

  1. no tak... 4 mecze 2 porażki...;/ mialo byc nowe lepsze a co jest kazdy widzi..;/ z nowych chyba tylko Vrdoljak i Manu jak narazie nie zawodza.. a najslabszy to chyba jest Antolovic.. no ale moze potrzebuja jakis czas na zgranie??:> jedyny pozytyw jest taki, ze w koncu wszyscy obroncy sa zdrowi a nie 4 czy 5...

    OdpowiedzUsuń